Podróż do kraju boskich Kimów

W końcu lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku miałem okazję zobaczyć kraj Kimów.

  • IMG_000m
Podróż do krainy Koryo / nazwa dynastii z X – go wieku od której pochodzi nazwa kraju / rozpoczęła się w Warszawie , na pokładzie Iljuszyna 62 , który po starcie na pasie warszawskiego Okęcia wzbił się w powietrze i poszybował na wschód .

Po krótkim , półtoragodzinnym locie lądujemy na podmoskiew – skim lotnisku Szeremietiewo -2 , gdzie czeka nas kilka godzin postoju.

Krótka odprawa graniczna i o godzinie 22.00 czasu moskiewskie-go , nasz samolot , także Iljuszyn, ale ze znaczkiem „M „ wystartował w kierunku Syberii , w stronę wschodzącego słońca.

Lecimy bez międzylądowania , przekraczając w czasie lotu kilka stref czasowych, bezpośrednio do Phenianu , zwanego obecnie Pijongangiem .

W samolocie serwują nam dwa ciepłe posiłki , a także kawior astrachański i alkohole – ckolko ugodno / ile dusza zapragnie / . Areofłot nie oszczędza na pasażerach .

Lądujemy na lotnisku Sunan , oddalonym 25 km od stolicy, po długim trwającym ponad 11 godzin locie .

Odprawa celno paszportowa , o dziwo , nie trwa długo . Już pod opieką pilota północnokoreańskiego wsiadamy do autokaru , który odwozi naszą grupę turystyczną do hotelu o nazwie „ Pyongyang „ .

Po drodze obserwuję z ciekawością ulice , budowle i ludzi trzy –milionowej stolicy . Na rogatkach miasta nasz autokar zostaje zatrzy –many przez strażników i poddany kontroli .

- 2 -

Wszyscy wjeżdżający i wyjeżdżający ze stolicy są sprawdzani , tak turyści jak i mieszkańcy tego kraju.

Budowle w mieście sprawiają wrażenie mocnych i ciężkich zarazem , po prostu monumentalnych .

Przed wojną / 1950 – 1953 / w Phenianie mieszkało 400 tys. ludzi . W czasie wojny Amerykanie zrzucili na miasto 428 tys. bomb .

Po wojnie w stolicy ostało się zaledwie kilka całych budynków . W trakcie odbudowy miasta budowano więc naprędce , bez szczegól- nej dbałości o estetykę , czy rozplanowanie .

Patrząc z okien autokaru widzę ludzi skromnie ubranych , najczęściej w ciemnych kolorach . Ruch samochodowy na szerokich ulicach jest minimalny . Rzuca się w oczy przewóz ludzi odkrytymi ciężarówkami .

Rzecz ciekawa na ulicach nie widać żadnych psów . Pies w kultu-rze koreańskiej od zarania uważany był zawsze za stworzenie hodo –wlane , do spożycia . Psie mięso jest drogie i posiada szerokie zasto – sowanie , w szczególności do leczenia wszelkich schorzeń . Danie z psa to „ Kegogi „ lub „ Tangogi „ .

Jedno z przysłów koreańskich mówi , że zdrowym pozostaje ten kto raz w roku zje psa .

Nasz koreański przewodnik nota bene także Kim łamaną ruszczy-zną chwalił się , że jego matka mieszkająca na wsi jest bogatą osobą albowiem posiada stado psów w ilości 6 sztuk .

Hotel „ Pyongyang „ do którego przyjechaliśmy znajduje się w centrum miasta , wokół wysokie budynki , duży skwer z socrealisty –cznymi rzeźbami i bijącymi w górę fontannami .

- 3 -

Otrzymujemy pokój na III piętrze , nr 318 , który wyposażony jest w niezbędne meble , w tym także radio i kolorowy telewizor , w którym jak się później okazało możemy oglądać tylko jeden program , w godzinach od 17.00 do 23.00 . W pokoju tym , jak i w każdym innym pokoju hotelowym wisi na ścianie portret prezydenta – Wielkiego Wodza – Kim-Ir-Sena , co nie jest i nie było bez znaczenia dla turystów odwiedzających ten kraj .

Dwaj turyści z poprzedniej grupy wypili zbyt dużo żmijówki , co się dla nich źle skończyło . Wódka w Korei jest bardzo tania , a niektó-re gatunki są bardzo egzotyczne , jak dla nas, zwłaszcza te ze żmiją w środku . Taka wódka, że tak powiem wraz z przekąską , jest mocna i bardzo dobra w smaku .

Piliśmy . Węża pozostawiliśmy w środku , ale nie przypijaliśmy do portretu Kim-Ir-Sena . Nasi poprzednicy w trakcie balangi pili zdrowie Wielkiego Wodza , stukając się z jego portretem, za co zostali pierwszym samolotem odesłani do Moskwy .

Myślę , że obecnie takie picie z udziałem portretu Kim-Dzong-Una nie skończyłoby się tylko na wydaleniu z kraju .

Wieczorem wychodzimy z towarzyszem podróży na miasto . W chwilę po wyjściu spotykamy grupę uczniów , pionierów , z czerwony-mi chustami na koszulach i granatowymi czapkami .

Malcy są zaskoczeni naszym widokiem . Zatrzymują się przed nami , stają na baczność i salutują . My odpowiadamy im podobnym gestem . Uśmiechają się przyjaźnie !

- 4 -

Następnego dnia zwiedzamy miasto . W pierwszej kolejności oglądamy łuk triumfalny, podobny do paryskiego , ale o pięć metrów wyższy- mówi przewodnik . Łuk ten został zbudowany na 70 –lecie urodzin prezydenta republiki – Kim-Ir-Sena . Jako ciekawostkę przewodnik Kim przekazuje nam , że łuk ten został zbudowany z 25.550 tys. granitowych bloków , a każdy blok to jeden dzień życia Wielkiego wodza . Wśród licznych pomników stolicy najważniejszy to odlany z brązu 20-metrowy Kim-Ir-Sen . Złożenie przed nim kwiatów to zwyczaj do którego muszą dostosować się wszyscy przyjeżdżający do Korei cudzoziemcy .

Dowiadujemy się także , że pomników i tablic pamiątkowych Kim-Ir-Sena na terenie Korei Północnej jest ponad 50 tysięcy .

Nad rzeką Tedong , w centralnym miejscu stolicy znajduje się pomnik idei Dżucze, który ma 170 metrów wysokości i zbudowany jest z granitu .

Naprzeciw tego obelisku , ze środka rzeki biją w górę dwie fontanny, po 150 metrów słupa wody każda .

Dżucze to w myśl koreańskiej ideologii niezależność i samowy – starczalność . Wjeżdżamy na sam szczyt tej budowli, aż pod rubinowy wieczny płomień / pali się całą noc / . Skąd rozciąga się widok na całą metropolię .

We wnętrzu tej budowli , tuż obok windy , tabliczki ze wszystkich stron świata fundowane przez zaprzyjaźnione partie, miasta czy też ośrodki studiów idei Dżucze . Widzę , że obok tabliczki Paryża znajdu- je się nasz Otwock , miasto przyjaźni polsko-koreańskiej.

W programie wycieczki jest także wizyta w Manyondae / czasem pisze się Manganden / w miejscu gdzie urodził się Kim-Ir-Sen .

- 5-

Manyondae znajduje się na obrzeżach stolicy . Widzimy Koreańczy-ków stojących przed wejściem w długich kolejkach , mężczyźni w ciemnych garniturach , kobiety w kolorowych sukniach . Wszyscy ze znaczkiem , głową Kim-Ir-Sena , na lewej piersi .

Przewodnik informuje nas , że taki znaczek z głową prezydenta na czerwonym tle dostaje się tylko jeden na całe życie , a uroczystość temu towarzysząca jest symbolem mianowania na obywatela .

Nasza polska grupa wchodzi na teren obiektu bez czekania . Jest piękny słoneczny wrześniowy dzień . Na terenie dawnej wsi widzimy tylko trzy budynki stojące wśród drzew i wystrzyżonej trawy . W zasięgu wzroku nie ma żywej duszy , nie ma nikogo . To dla nas tury – stów z Polski ten swoisty skansen został tak przygotowany , abyśmy mogli go zwiedzać bez obecności Koreańczyków .

Przewodnik pokazuje nam skromny , parterowy dom kryty strzechą , gdzie urodził się Kim-Ir-Sen , oborę gdzie trzymano woły i szopę gdzie dziad Wielkiego Wodza plótł maty. Dobrze pamiętam te słowa .

Sytuacja w pewnym sensie powtarza się gdy zwiedzamy metro . Jedziemy w wagonie , widać że świeżo umytym i przygotowanym tylko dla nas . Nie mamy, bo i nie możemy mieć żadnego bliskiego kontaktu , poza wzrokowym , z innymi pasażerami metra .

Nasz przemiły pilot Kim w trakcie jazdy wyjawnia nam nie tylko tajniki pheniańskiego metra , które jest jakoby najgłębiej położonym metrem świata, i było budowane z myślą , że będzie to także schron przed bombami lotniczymi / atomowymi ! /, a także i to , że w trakcie budowy tej kolei podziemnej prezydent Kim-Ir-Sen udzielił budowni –

- 6 -

czym kilkaset wskazówek , co do realizacji obiektu , które to zalecenia zostały przez nich w pełni wykorzystane .

Program wycieczki jest bardzo napięty i musimy go realizować, o co dba nasz guru Kim.

Jedziemy do Muzeum Zwycięstwa w wielkiej ojczyźnianej wojnie wyzwoleńczej . Eksponowane są tu dokumenty, fotografie , plansze , a także broń własna i nieprzyjaciela, w tym wraki amerykańskich samochodów i samolotów .

Ciekawostką muzeum są olbrzymie makiety i panoramy ważnych bitew z autentycznymi czołgami , armatami i samochodami , animowane światłem i dźwiękiem .

Jedną panoramę , że tak powiem kultową oglądamy siedząc na ławeczkach powoli obracającej się wielkiej płyty , a przed nami walka Koreańczyków z 24 – ą dywizją Marines w m . Tecz – Żon .

Następnego dnia wyjeżdżamy ze stolicy i jedziemy autokarem w kierunku Wonsanu , portowego miasta leżącego na wschodnim wybrzeżu . Na drodze z Phenianu , aż do brzegów morza japońskiego , a jest to odległość stu kilkudziesięciu kilometrów, spotykamy zaledwie kilka samochodów .

W trakcie drogi zatrzymujemy się w dwóch miejscach widoko – wych , aby odpocząć , napić się herbaty żeńszeniowej , zachwycić się panoramą dzikich gór we wnętrzu półwyspu , a także aby zrobić sobie zdjęcia na tle ulubionych , wysokich , szkarłatno białych kwiatów Kim-Ir-Sena , którymi obsadzona jest droga .

Dojeżdżamy na wybrzeże . Autokar parkuje w miejscu wyznaczonym. Możemy korzystać z plaży i kąpieli w Oceanie Spokojnym , bo morze

- 7 -

japońskie jest częścią tego akwenu .Morze tego dnia było wyjątkowo spokojne . Kiedy odpłynąłem kilkadziesiąt metrów od brzegu obok mnie wynurzył się płetwonurek . Uśmiechnął się do mnie i gestem dał mi do zrozumienia abym zawrócił do brzegu . Myślę, że tu akurat chodziło mu raczej o moje bezpieczeństwo , a nie o obawę , że przepłynę wpław kilkaset kilometrów i wybiorę wolność w Japonii .

Generalnie podlegaliśmy stałej i permanentnej obserwacji . Dnia następnego w naszym autokarze w drodze z Wonsanu do gór diamentowych mamy już trzech pilotów , którzy pilnują abyśmy w czasie jazdy nie robili niepożądanych zdjęć , znajdujemy się w strefie przygranicznej . Z okien autokaru widzimy wzgórza z licznymi tunela-mi , zamaskowanymi siatką, gdzie ukryte są czołgi , działa, a może i samoloty.

Droga na południe ciągnie się wzdłuż wybrzeża . Kilometry pięknych plaż , z żółtym piaskiem . Dostępu do nich bronią druty kolczaste pod napięciem , które od strony lądu dodatkowo zabezpie – czone są siatkami z włókna konopi . To zabezpieczenie chroni zwierzęta przed przypadkowym porażeniem prądem elektrycznym .

Góry diamentowe to jedno z najpiękniejszych miejsc w Korei Północnej. Najwyższy szczyt Pirobong liczy sobie1638 metrów . Zachwycają zwłaszcza w okresie jesiennym kiedy drzewa, krzewy pokryte są kolorowymi liśćmi .

Wędrujemy przez te góry wyznaczonymi szlakami . Na zboczach widoczne duże napisy, wyżłobione w skałach , i pomalowane na czerwono. Przewodnik opowiada, że są to wypowiedzi Wielkiego Wodza i Ukochanego Przywódcy na temat gór i napisy na część ich obu.

- 8 -

Dochodzimy do miejsca , gdzie stoi biały budynek, a w nich ubikacja . wraz ze znajdującą się na ścianie tablicą informacyjną , że w takim , a takim roku , miesiącu i dniu prezydent Kim-Ir-Sen był na wycieczce w górach diamentowych, i tu właśnie skorzystał z tej łazienki .

Nasz przewodnik opowiada o tym z wyjątkową atencją, dodając, że od tego czasu do chwili obecnej nikt nie korzystał z tego miejsca, i że turyści podziwiają ten przybytek , ciesząc się , że mogą przebywać obok tego intymnego miejsca , z którego korzystał wielki wódz .

W górach diamentowych spędzamy dwa dni . W tym czasie kąpiemy się w ciepłych wodach mineralnych , pływamy łódkami po jeziorze Samilpho i zwiedzamy okolicę ,wraz ze słynnym wodospadem Kuronian – wodospadem dziewięciu smoków .

Tu właśnie miałem okazję zobaczyć fragment tzw. „reedukacyjnego” obozu pracy , a w nim młode kobiety przenoszące na głowach , ścieżkami wokół jeziora, duże pojemniki z ziemią . Kobiety te były ewidentnie zaskoczone pojawieniem się w tym miejscu białych ludzi.

Ostatni dzień spędzamy na plaży w Wonsanie. W punkcie gastronomicznym na plaży , wybór niewielki , nie ma co zjeść , poza suszonymi kalmarami i surowymi małymi ośmiorniczkami / dla kone-serów/ , ale jest kilka rodzajów wódek / Sodżu/, najczęściej słabych , z zawartością 12-14 % alkoholu. Są też alkohole mocniejsze z ryżu , kukurydzy, i super mocne żmijówki z gadem w środku . Można kupić piwo / Mekdżu / które w Korei jest tańsze od kawy . Zwraca moją uwagę piwo, z napisem w alfabecie łacińskim , o dziwnej w tej części świata nazwie , „ Lagerbeer „ .

- 9 -

Poza nami na plaży są także turyści z Rosji, konkretnie z Pietropawło-wska Kamczackiego . I to właśnie Rosjanin zwrócił mi uwagę / może myśliwy / na sidła zastawione na plaży , najpewniej na ptaki morskie. Akurat w zasięgu wzroku w tym czasie poza mewami nie było innych latających stwierdził , że nie jest dobrze jeżeli ludzie , żeby zdobyć kawałek mięsa muszą łapać wrony czy mewy . Dodał – u nas na Kamczatce też zastawiamy pułapki , ale na niedźwiedzie i słonie morskie .

Wracamy do Phenianu , aby tego samego dnia wieczorem odjechać pociągiem do Miochianaanu . Czekając na podstawienie pociągu przebywamy w poczekalni dla Vip –ów .Poza nami nie ma tu nikogo . Na półkach widzimy kilkaset książek z tekstami przemówień i dziełami Kim-Ir-Sena i jego syna Kim-Dzong-Ila .

Wsiadamy do pociągu bardzo czystego . Wagony są mniejsze – niższe od tych do których jesteśmy przyzwyczajeni w Polsce .

W Miochianaan, w programie wycieczki mamy przede wszystkim zwiedzanie wystawy przyjaźni między narodami . W pięknym budynku z podkręconymi dachami , na kilku piętrach zgromadzono pamiątki, które prezydent Kim-Ir-Sen otrzymał od przywódców prawie wszystkich państw świata .

Na parterze budynku , w pięknym holu wisi ogromny , zajmujący prawie całą ścianę portret Kim-Ir-Sena , w otoczeniu dzieci szkolnych.

Wszyscy wchodzący i wychodzący z budynku Koreańczycy kłaniają się w pas swemu przywódcy.

Na pierwszym piętrze znajdują się prezenty , które Wielki Wódz otrzy-mał od przywódców Europy . Przewodnik zwraca naszą uwagę na prezenty, które prezydent Kim-Ir-Sen otrzymał od przywódców Polski

- 10 –

Ludowej , a jest wśród nich piękna porcelana ćmielowska i wspaniałe karabiny z Radomia .

Zwiedzamy tego dnia jeszcze świątynię buddyjską Sanwonam i wieczorem wracamy pociągiem do Phenianu . Następnego dnia w godzinach przedpołudniowych mamy wizytę w Pałacu Dzieci i Młodzieży . Jesteśmy zaproszeni na udział w lekcji wychowania patriotycznego czy raczej lekcji przysposobienia wojsko-wego , jak się później okazało , podczas której mali kilkuletni chłopcy w szaleńczym tempie składają i rozkładają pistolety maszynowe kała-sznikowa. Inni uczniowie w tym samym czasie pokazują jak należy błyskawicznie rozstawić , a później obsługiwać radiostację polową – maskując ją równocześnie przed nieprzyjacielem .

Popisują się dziewczynki w czerwonych chustach , które bez zająknięcia deklamują długie poematy na cześć Wielkiego Wodza i jego geniuszu , recytują fragmenty jego dzieł .

Całość tego spektaklu robi na naszej grupie niesamowite wrażenie. Tego samego dnia w ramach programu wycieczki jedziemy na stadion sportowy w Phenianie , gdzie będziemy mieli okazje obejrzeć pokazy Arirang . Patrząć na zdjęcia , które wówczas robiłem myślę , że w pokazach uczestniczyło kilkadziesiąt tysięcy młodych ludzi . Otrzymaliśmy miejsca jakby w honorowej części stadionu, gdzie była dobra widoczność . Zostaliśmy sfilmowani przez telewizję państwową i pokazani w dzienniku telewizyjnym, jako turyści z dalekiej , ale zaprzyjaźnionej Polski .

W czasie tego widowiska uczestnicy wykonywali na murawie stadionu przeróżne figury geometryczne , albo trzymając w rękach kolorowe plansze , tak ci na murawie , jak i ci na trybunach , tworzyli

- 11 -

żywe obrazy związane tematycznie z programem tego ogromnego , błyskawicznie zmieniającego się przedstawienia .

Widowisko było bardzo ciekawe i interesujące . Przed wejściem na stadion nasz przewodnik rozdał nam program pokazów mających mieć miejsce tego dnia , oczywiście w języku rosyjskim . Ażeby nie zanudzać czytelników pozwolę sobie zacytować tylko co ciekawe fragmenty z tego programu , który jest zatytułowa –ny : „ Naród sławi kochanego Wodza „ , a w prologu stwierdza się, że imię Wielkiego Wodza błyszczy w pięciotysięcznej historii . Sam program przedstawienia, jak i same występy były podzielone na siedem części , a w tym czwarta miała aż sześć odsłon / obrazów / . Wydaje się, że najciekawsza jest właśnie część czwarta zatytułowana: „Szczęśliwa ojczyzna Dżucze , kierowana przez ukochanego Wodza „ , gdzie w odsłonie pierwszej stwierdza się / co zostało pokazane na żywo/ - nasz ojciec – marszałek Kim-Ir-Sen , nasz dom – Partia „ . W odsłonie szóstej / obrazie / czytamy : wszystkim żyje się dobrze w naszej ojczyźnie . W części siódmej pisze się : wysoko . „ Wznosimy sztandar antyimperializmu i niepodległości” „ Na wieki z ukochanym Wodzem „ czytamy zaś w epilogu .

W przerwach pomiędzy zwiedzaniem obiektów turystycznych , historycznych czy rozrywkowych , jak wesołe miasteczko czy stały cyrk możemy na własną rękę pochodzić po mieście , ale raczej w pobliżu hotelu , nie dalej – bo możemy się zgubić nie znając języka – jak wyjaśnia nasz pilot .

W trakcie wizyty w domu handlowym kupuję jakąś drobną pamiątkę i płacę banknotem 50- wonowym z podobizną Kim-Ir-Sena. Przy kasie kładę banknot na ladzie, i natychmiast spotykam się z ostrą

- 12 -

reprymendą ze strony ekspedientki , która gestem, i coś tam przy tym tłumacząc , daje mi do zrozumienia , że zachowuję się niestosownie , albowiem podałem banknot z wizerunkiem prezydenta głową do przodu , a powinienem to zrobić odwrotnie , nogami w kierunku sprzedawcy . Byłem zaskoczony tym wszystkim . Odbyło się bez milicji. Podałem banknot w sposób właściwy .

Ot mały przykład tego jak Koreańczycy wyrażają swój podziw i szacunek dla swego prezydenta, uważając przy tym , że cudzoziemcy w niektórych sytuacjach w sposób niewłaściwy i niegrzeczny traktują rzeczy i przedmioty związane z jego osobą .

Organizatorzy naszej wycieczki zadbali także o to, abyśmy wieczory spędzali w sposób kulturalny . Jedziemy do Teatru Mansude na widowisko pt : „ Pieśń o ziemi naszej „ . Teatr Mansude jest imponujący. Sala główna i scena zajmują powierzchnię ponad 2000 m.kw. Hole, sale, schody zadziwiają wystrojem . Wszędzie marmury, dywany , malowidła , w barwach tęczy neonowe sufity , wszystko to bajecznie kolorowe . Przed wejściem na wspaniałe marmurowe schody znajdują się puszyste dywany , ale żeby tam się znaleźć, najpierw trzeba przejść 2-3 kroki po kamiennej tafli pokrytej cienką warstwą wody . W tym stanie rzeczy nie można się dziwić , że w teatrze panuje sterylna wręcz czystość. Nasza grupa zajmuje miejsca tuż za notablami partyjnymi , tak się domyślamy , w środkowym sektorze . Przed rozpoczęciem spektaklu wolno opuszcza się kurtyna, a na niej wizerunek prezydenta Kim-Ir-Sena . Wszyscy widzowie wstają i kłaniają się głęboko prezydentowi na kurtynie .

- 13 -

Na sali najprawdopodobniej są także Chińczycy . Na dwóch ekranach znajdujących się po obu stronach sceny ukazują się teksty spektaklu – po rosyjsku i po chińsku . Zdumiewa nas Polaków technika zmiany dekoracji , montaż iście filmowy . Sceny wojenno –rewolucyjne rodzą dreszczyk emocji . Na scenie autentyczne armaty i karabiny , czerwo –ne sztandary , mgły i dymy , kwiaty i motyle, a także piękne tancerki . Chór i balet na najwyższym poziomie , ale to w końcu teatr reprezentacyjny. Muzyka koreańska , trochę jakby zawodząca , koi nerwy , jest delikatna i grana na ludowych instrumentach . W sumie cały spektakl jest w stylu realistycznym .

Moja podróż po kraju wschodzącego słońca powoli ma się ku końcowi . Jedziemy do Kesongu , dawnej stolicy Korei , oddalonego od Phenianu sto kilkadziesiąt kilometrów, i około 20 km od linii demarkacyjnej znajdującej się na 38 równoleżniku , dzieląca oba państwa .

W Kesongu oglądamy kurhany z XIV wieku w których pochowani są królowie dynastii Koryo . Zwiedzamy zabytkową świątynię buddyjską „ Kwanymsa „ .

Wieczorem młodzi uczestnicy wycieczki , przy muzyce z radiostacji seulskiej w jednym z pokoi hotelowych urządzają tańce . Do pomieszczenia wpada pilot Kim i podniesionym głosem krzyczy : „ jak śmiecie urządzać sobie tańce w tym właśnie miejscu i czasie . Korea jest podzielona . Jak będzie połączona będziemy mogli tańczyć”. Zabawa się skończyła .

Rano nasz Kim oświadcza : „ jedziemy do Panmundżomu aby zobaczyć agresorów !„ .

- 14 -

Po drodze oglądamy ludzi pracujących na polach . Obok czerwone sztandary . Zdaniem przewodnika mobilizują one ludzi do wydajniej-szej pracy .Tuż przed Panmundżomem widoczne na polu mini kombajny do zbierania ryżu .

Przed wejściem do obiektów związanych bezpośrednio z zakończe –niem wojny koreańskiej, mamy odprawę w budynku znajdującym się tuż obok linii demarkacyjnej .

Nieznany nam przewodnik przedstawia pokrótce historię utwo –rzenia strefy zdemilitaryzowanej i linii rozejmowej . Opowiada , że po wojnie koreańskiej , w dniu 27 lipca 1953 roku, w baraku tuż obok podpisano rozejm między Koreą Północną a Południową. Był to jeden z najkrwawszych konfliktów w historii kraju . Linia podziału sięga dawniejszych czasów . Zaproponowała ją delegacja rosyjska już w 1896 r. podczas rokowań japońsko – rosyjskich .

Wyjaśnia, że pomiędzy Koreą Północną a Południową w poprzek półwyspu ciągnie się pas ziemi o długości około 240 km i szerokości 4 km , środkiem którego przebiega linia demarkacyjna. Zajęty jest przez zasieki z drutu kolczastego , kilkumetrowej wysokości siatki pod wysokim napięciem i wznoszący się na 5 do 10 metrów mur betonowy zbudowany przez Koreańczyków z południa . Dodaję , że na całym pasie umieszczonych zostało ponad 1 mil. min . Jesteśmy w Panmundżomie , w strefie zdemilitaryzowanej, po stronie północnej. Jest to osada w kształcie prostokąta o bokach 400 x 800 metrów, i na jej terytorium znajdują się budynki gdzie toczyły się rokowania.

Wchodzimy do pomieszczeń dla Vip-ów . Zasiadamy w wygod –nych fotelach i przystępujemy do degustacji herbaty żeńszeniowej

- 15 -

podawanej przez eleganckie hostessy .

W tym czasie przewodnik poucza nas abyśmy nie dali się spro-wokować jeżeli znajdujemy się w odległości kilku – kilkunastu metrów od linii demarkacyjnej . Mówi i pokazuje nam, że w takich razach mamy unieść do góry i pokazać zaciśniętą pięść . Wyjaśnienie przyczyn tego pouczenia, jak powinniśmy zachować się na linii , w pewnych nieprzewidzianych okolicznościach uświadomimy sobie później , a to dopiero na spotkaniu z oficerami Polskiej Misji Wojskowej działającej w Panmundżomie z ramienia ONZ .

W pierwszej kolejności idziemy do baraku gdzie podpisany był rozejm. Jest tam ogromna hala o powierzchni około 900 m. kw. , a w niej tylko dwa większe pokryte suknem stoliki i jeden mniejszy z dokumentami pod szkłem . Podpisanie umowy rozejmowej odbyło się w całkowitym milczeniu .

Wioska Panmundżom znajduje się w strefie wspólnego bezpie –czeństwa, która nie podlega kontroli żadnej ze stron konfliktu . Po schodach schodzimy niżej aby zobaczyć tę realną linię demarkacyj-ną . Zbliżam się do niej na odległość kilkunastu , a może nawet kilku metrów . Jest to pas betonowy o szerokości 40 centymetrów i wysokości 7 centymetrów .Trzy baraki w kolorze niebieskim należą do południa , a dwa w kolorze srebrnym do północy, co widać na wykonanych przeze mnie zdjęciach . Odbyło się bez incydentów . Jesteśmy zaproszeni do odwiedzenia Polskiej Misji Wojskowej . Oficerowie opowiadają nam o swej pracy w Panmundżomie , o wizy -tach w pobliskim Seulu i o ciekawych incydentach na samej linii demarkacyjnej tu na miejscu .

- 16 -

Otóż zdarzało się , że po południowej stronie linii demarkacyjnej stali żołnierze amerykańscy pochodzenia polskiego . Widząc Polaków , a właściwie słysząc język zagadywali ich po polsku . I tak bywało , że jakiś żołnierz wołał : „ słuchajcie Polacy , jestem z Chicago , ale mam dziadka na Podhalu , mieszka tu i tu , nazywa się tak i tak. Pozdrówcie go od wnuka Johna , którego widzieliście „ .

Po tych informacjach zrozumieliśmy przyczyny takiego właśnie pouczenia nas przez pilota północnokoreańskiego, przed zejściem do linii demarkacyjnej .

Dowiedzieliśmy się także , iż Amerykanie mając informację jaką telewizję / nadawaną z Seulu / oglądają Polacy, zatrudnili spikera , który w tejże telewizji miał wejścia w języku polskim , co niewątpliwie było przyjemną niespodzianką dla naszych oficerów , i było swoistym wyrazem empatii do Polaków ze strony Amerykanów , mimo trwającej jeszcze zimnej wojny .

Po pożegnaniu z naszymi sympatycznymi oficerami wsiadamy do autokaru i jedziemy już bezpośrednio do Phenianu , gdzie jeszcze wizytujemy Muzeum Historii Sztuki , aby następnego dnia znaleźć się w samolocie lecącym do Moskwy .

Pełni wrażeń wracamy do kraju nad Wisłą po długiej kilkunasto-dniowej podróży.

Feliks St. Chojecki

Adwokat

hotspotbednary

mapa bednary ulice 34 340x219