Podróż do Królestwa Złotych Łez - cz.7

Śladami twierdz inkaskich.

Z Cuzco robimy wypad do Pisać, malej indiańskiej wioski leżącej u podnóża gór, nad rzeką Urubamba. Przyciąga nas, tak jak wszystkich turystów, odbywający się tu codziennie targ. Kramy są pełne pamiątek, swetrów, tkanin, kilimów o motywach indiańskich, ceramiki, kopiującej najlepsze wzorce inkaskie. a także egzotycznych owoców. Wszystko chcemy zobaczyć i sfotografować. Na zboczach gór widzimy tarasy pól uprawnych. Wspaniałe, malownicze widoki...

Tego samego dnia docieramy do Ollantaytambo. W tym miejscu kończy się droga. Zamyka ją rozległa twierdza zbudowana na szczycie góry. Ruiny tej wspaniałej budowli położone są wysoko, kilkaset metrów w dolinie odległej o 2 km od miejsca gdzie stoimy, a następnie wciągnięte na szczyt góry. Twierdza Ollantaytambo zapewniła Inkom dominację nad doliną rzeki Urubamby. Celem ich ekspansji były tereny niżej położone. Najdalej wysuniętym ku dżungli i największym miastem tego regionu było Machu Piechu.

Magiczne miejsce.

Następnego dnia rano jesteśmy na dworcu kolejowym. Na schodach i przy pobliskim kościele św. Piotra, Indianie otuleni w koce i poncha.

Zajmujemy zarezerwowane uprzednio miejsca. Wagon przypomina kabinę samolotu pasażerskiego, a obsługa stewardów. Pociąg rusza zakosami na strome zbocze i co z trzymaną w ryku mapą, Początkowo linia kolejowa biegnie wzdłuż rzeki I luarecondo, która w miejscowości Pachar wpada do Urubamby. Odtąd rzeka będzie nam towarzyszyła aż do Machu Piechu. W miarę jak oddalamy się od Cuzco, zmienia się krajobraz, szczególnie roślinność, z ubogiej, górskiej, na zieloną i bujną.

  • m_olympus 225
W jednej z szerokich dolin ukazują się pokryte lodowcami szczyty Nevado Veronica (5894 m n.p.m.) i Nevado Marconi (5440 m). Pociąg cały czas pędzi wzdłuż ryczącej w dole rzeki. Gdzieniegdzie widoczne skromne domostwa, kamienno-gliniane lepianki pokryte strzechami. W odległości kilkunastu kilometrów przed Machu Piechu pociąg zatrzymuje się na szero-..sami na szczyt Machu Piechu. Droga jest niebezpieczna. Wspina się w górę serpentynami. Samochody robią zakręty tuż przy krawędzi przepaści. Przypomina mi to „Drogę Trollów" między Andalsnesa Geiranger w północnej Norwegii, którą przejechałem kilka lat temu. Po 30 minutach jazdy i pokonaniu 8 km, jesteśmy na miejscu.

Machu Piechu to chyba najbardziej magiczne miejsce w Peru. otoczone ośnieżonymi szczytami, które akurat dzisiaj toną we mgle. Ta wspaniała góra dla Indian do dziś stanowi apu, czyli bóstwo. Oglądamy tablicę pamiątkową ku czci Hirama Binghama. odkrywcy tego miejsca w 1911 roku. Od strony północnej widzimy szczyt Huayna Piechu, czyli Młodą Górę, która wznosi się 2720 m n.p.m.

Wąską ścieżką idziemy w kierunku ruin miasta. Obok nas tropikalny las wysokogórski. Uwagę zwracają niezliczone paprocie i czerwieniejące begonie. Tropikalne Andy to ich kraina, zadziwiają rozmaitymi barwami. Mówi się, że Machu Piechu to turystyczna Mekka Ameryki Południowej. I chyba to prawda. Spotykamy tu turystów wszystkich ras i kolorów skóry, mówiących różnymi językami. To skondensowany świat Inków - niezwykłego ludu w probówce. Przy budowie miasta - państwa. Indianie po mistrzowsku wykorzystali wąski grzbiet góry, opadający pięćset metrowymi skosami ku rzece Urubambie. Na zewnętrznych stokach zbudowano tarasy uprawne, a także miejsca pochówku zmarłych. Na osi głównej grani znajdował się plac centralny, który dzielił miasto na część górną i dolną, w której znajdowała się dzielnica rzemieślnicza i mieszkaniowa. W górnej zaś usytuowane zostały świątynie i budynki reprezentacyjne.

Indiański biegacz.

Podziwiamy zachowaną świątynię trzech okien, a także wykuty z granitu gnomon, który przypomina formą dzieło współczesnego artysty. Rzeźba ta. zwana Intivatana mogła być ołtarzem, zegarem słonecznym, a może była obserwatorium astronomicznym. Schodząc w dół w kierunku Huayna Piechu dostrzegamy olbrzymi granitowy monolit. Święty kamień. Emanuje energią. Wszyscy dotykają tego olbrzyma. Waży tylko... 100 ton!

Przy autobusie żegna nas, wołając po polsku „do widzenia", kilkunastoletni chłopiec ubrany w tradycyjny strój inkaski. Zjeżdżamy mikrobusem do stacji kolejowej. Chłopiec wciąż biegnie w dół po stromym stoku i przy każdym nawrocie pojazdu, woła przeciągle „dowidzenia". Scena ta powtarza się kilkanaście razy. Ponowne spotkanie z chłopcem następuje u podnóża góry. Za swój wyczyn szybkobiegacz indiański otrzymuje burzę oklasków, a także banknoty do kapelusza.

Feliks Chojecki

zdjęcia autora

hotspotbednary

mapa bednary ulice 34 340x219