Podróż do Królestwa Złotych Łez - cz.8

Państwo w chmurach.

Boliwia - ostatni etap naszej przygody. Lądujemy na El Altów, najwyżej (4018 m n.p.m.) położonym lotnisku świata. W dali wita nas pokryty czapą śniegu, potrójny wierzchołek Illimani mający 6882 m wysokości, nazywany olbrzymem Andów. Po przejechaniu kilku kilometrów wyżyna Al-tiplano nagle załamuje się. Przed nami przepiękna panorama La Paz.

Widok niesamowicie usytuowanego miasta zaskakuje niepowtarzalnym pięknem. Głęboki, prawie kilometrowy kanion wypełniony po brzegi zabudową Na stromych, najwyżej położonych zboczach niecki, maleńkie chaty i domki trzymające się kurczowo stoku. Najniżej, wzdłuż wijących się serpentyn - murowane domy. Jeszcze niżej, na samym dnie ogromnej misy, biegnie jedyna szeroka ulica w mieście - El Prado. Składa się na niąm.in. Avenida 16 de Julio, Avenida Mariscal de Sania Cruz, Avenida Montes i Plaza San Francisko. W pobliżu znajdują się dzielnice willowe, zachwycające pięknem architektury i kolorystyką subtropikalnych ogrodów. Przejeżdżamy przez cale kwartały zamieszkałe przez Niemców, z niemieckimi napisami na domach, szkołach, sklepach i kościołach. Podobno na terenie Boliwii, po 1945 roku, ukrywał się Martin Borman, najbliższy współpracownik Hitlera, skazany zaocznie na karę śmierci przez Trybunał Międzynarodowy w Norymberdze.

  • m_olympus 301
La Paz uważane jest za najwyżej położoną metropolię świata. Na długo przed założeniem miasta, w dolinie nazwanej „miejscem, gdzie najlepiej udają się ziemniaki" mieszkali Indianie Ajmara. Założyli je Hiszpanie w 1548 roku i nazwali Nuestra Senora de La Paz (Nasza Pani Pokoju).

Zwiedzamy katedry usytuowaną w centrum, gdzie podczas pielgrzymki do Ameryki Południowej odprawił mszę św. nasz papież, Jan Paweł II. W środku katedry widzimy tablicę upamiętniającą wizytę Wielkiego Polaka.

Targowisko świata.

Na rogu Ingavi i Sanjinez znajduje się Museo de Etnografia y Folklore. Oglądamy ciekawą ekspozycję tkanin i wyrobów rzemieślniczych wszystkich grup etnicznych Boliwii. La Paz robi wrażenie wielkiego bazaru. Handlują tu wszyscy i wszystkim. Wyróżniają się Indianki Keczua i Ajmara, w swoich brązowych kapeluszach. Sprzedają ziemniaki, owoce tropikalne wprost na ulicy. Nakładają na siebie po kilka kolorowych spódnic i halek, aby chronić się przed zimnem. W czasie naszego pobytu temperatura w ciągu dnia dochodziła do 30°C, a wieczorem - spadała do kilkunastu stopni poniżej zera.

Odwiedzamy niesamowite targowisko - Mercado de Hechiceria. czyli targ czarowników. Można tu kupić różnorodne przyprawy, zioła na wszystkie dolegliwości. W sklepach i ulicznych stoiskach Indianie oferują wspaniałe tekstylia ajmarskie, instrumenty muzyczne, w których pudło rezonansowe stanowi skorupa pancernika, zwierzęcia chronionego konwencjami międzynarodowymi. Podziwiamy motyle ze strefy tropikalnej, poncha i szale, srebrne kopie antycznych przedmiotów, a nawet kawałki drewna balsa, z którego Thor Hayerdal, znany podróżnik norweski, zbudował tratwę Kon - Tiki, którą w latach czterdziestych XX wieku przepłynął Ocean Spokojny.

Najważniejszymi jednak towarami i przedmiotami godnymi uwagi są tu talizmany o magicznej mocy, przedstawiające podobizny zwierząt. Np. talizman z wizerunkiem żółwia daje zdrowie, a żaby pieniądze. Najbardziej dziwne przedmioty na tym targu - to wysuszone płody lam. Leczą choroby i chronią przed złymi duchami.

Potężny Viracocha.

Następnego dnia zwiedzamy jedno z najbardziej tajemniczych miejsc na świecie - ruiny Tiahuanaco. Miasto to leżało już w gruzach, gdy zjawili się tu Hiszpanie w XVI wieku. Na podstawie badań archeologicznych udało się ustalić, że ludy kultury Tiahuanaco zamieszkiwały ten obszar w okresie od III w. p.n.e. do drugiej połowy XI wieku. Obecne Tiahuanaco to rozrzucone tu i ówdzie bloki kamienne. Hiszpańscy kolonizatorzy i ich potomkowie przez wiele lat traktowali ruiny jako kamieniołomy dostarczające materiałów do budowy kościołów i pałaców. Pozostał)' tylko te ogromne bloki, które okazały się zbyt ciężkie, by można je transportować na większe odległości. Wyróżnia się stosunkowo dobrze zachowana świątynia Kalasasaya, o której śpiewa się w jednym ze światowych przebojów. Ma wymiary 118 na 128 metrów. Cały teren jest wyłożony płytami kamiennymi, a waga niektórych z nich sięga 175 ton.

Fascynuje nas słynna Brama Słońca, wykonana z jednej bryły kamienia. W środkowej części widoczna jest płaskorzeźba przedstawiająca głównego boga dawnych mieszkańców Tiahuanaco, który trzyma w obu rękach włócznię albo wielkie królewskie berła. Twarz o prostokątnym nosie, kwadratowych oczach i otwartych ustach otacza aureola promieni słonecznych. To potężny Con Ticci Viracocha Dlatego właśnie Thor Hayerdal nazwał swą tratwę imieniem Kon Tiki, najważniejszego boga Indian, który stworzył Słońce, Księżyc i inne ciała niebieskie.

Nie bez żalu żegnamy to tajemnicze miejsce. Wracamy do ruchliwego centrum La Paz. Ostatnia noc wśród potomków amerykańskich Indian. Już jutro będziemy w innym, europejskim świecie...

Feliks Chojecki

zdjęcia autora

hotspotbednary

mapa bednary ulice 34 340x219