80 rocznica Bitwy Nad Bzurą
17 września uroczystości z okazji 80-tej rocznicy Bitwy nad Bzurą
Uroczystości rozpoczęły się uroczystą mszą w kościele, a następnie apelem na cmentarzu wojennym w Kompinie.
Dzięki uprzejmości proboszcza parafii Kompina ks. mgr Dariusza Gasińskiego niżej fragment monografii historycznej naocznego światka tamtych wydarzeń proboszcza parafii Kompina w latach 1937-1957 ks. mgr Józefa Wieteska.
„...WOJNA 1939 R. I ODBUDOWA KOŚCIOŁA
W lutym 1937 r. na probostwo w Kompinie przybył piszący te słowa, przedtem proboszcz w Bielawach.
7 czerwca 1937 r. dokonał wizytacji parafii, po raz trzeci z rzędu ks. biskup Stanisław Gall.
Po, kolędzie 1938 r. zbierałem od parafian ofiary na założenie światła elektrycznego w kościele, co też wykonane zostało na święta Wielkanocne za cenę 945 zł.
Tegoż roku zgodzili się parafianie dać po 1/2 m. sześć. kamieni z 10 morgowego gospodarstwa na pobudowanie szosy do kościoła. Tłuczkę kamieni dał wydział powiatowy, Kompina dała szarwark i na żniwa została uwałowana piękna droga bita.
Ponieważ ostatnia misja odbyła się w 1922 r., przeto na l września 1939 r. zaprosiłem OO. Redemptorystów z Warszawy na całotygodniową misję parafialną. Tymczasem, zamiast rozpoczęcia misji, l-go września rozpoczęła się, wisząca nad Polską od pół roku, wojna z Niemcami.
Po południu tegoż dnia zebraliśmy się w kościele, oczekując przyjazdu misjonarzy, ale pociągi na zachód już prawie nie szły. Za to powietrze napełnione było szumem motorów, dalekim odgłosem wybuchów bomb, a radio co chwila, zapowiadało naloty.
Mimo to, 40-godzinne nabożeństwo wrześniowe odbyliśmy do końca, wśród ustawicznych niepokojów i ogromnej fali uciekinierów. Ewakuowana z Poznania najwyższa izba kontroli państwa przywieziona do Kompiny, tu na kilka dni została.
6 i 7 wrześniu po południu przeżywaliśmy godzinne naloty nieprzyjacielskie i bombardowanie wzdłuż autostrady. Samoloty niemieckie latając ponad drzewami i kominami domów, ostrzeliwały z karabinów maszynowych i zrzucały bomby. Od zrzuconych bomb zapaliło się kilka domostw w Kompinie, na kolonijce i w Zabostowie, byli ranni i zabici.
8 września w piątek nastąpiła wreszcie prawie śmiertelna cisza na szosie, jak również na drogach bocznych żadnego ruchu, ani wojsk, ani cywilnych.
W sobotę 9 września, około południa, wkraczali Niemcy do Kompiny od strony Sochaczewa, obsadzili most, po domach i strychach przeprowadzali rewizję, przy tym gdzieniegdzie rabując. Ponieważ w gminie nie było żadnej władzy, nawet sołtysa we wsi, w niedzielę po południu wezwał mnie żołnierz niemiecki do dowództwa, gdzie wyższy oficer niemiecki wydał mi rozkaz ewakuowania w ciągu godziny pozostałej ludności, grożąc, że kto zostanie w domu, będzie rozstrzelany. Na moje przedstawienie ograniczono teren wypędzania resztek pozostałej ludności do kilometra, od plebanii poza cmentarz grzebalny. Nad wieczorem Niemcy wysadzili most na Bzurze, a następnego dnia o godz. 5-tej rano, w pośpiechu opuszczali Kompinę kierując się na Łowicz.
Zagadka nagłej ucieczki Niemców wyjaśniła się nam następnego dnia, we wtorek 12-go września przed godz. 8 rano wkraczały do Kompiny, Zabostowa i Patok, oddziały wojsk polskich z połączonych armii generałów Kutrzeby i Bortnowskiego, zajmując pozycję wzdłuż Bzury.
W niespełna godzinę zaczęła się bitwa. Od południa do rzeki zbliżały się wojska niemieckie, a artyleria niemiecka rozpoczynała swój ciężki, przeważający ogień. Przed południem wojsko polskie zażądało kluczy od kościoła.
13 września wieczorem Niemcy pociskami armatnimi zapalili kościół. Zajęła się najpierw wieża od strony zachodniej, a wkrótce potem kościół płonął jak wielka pochodnia przez całą prawie noc. Zapaliły się również budynki gospodarcze probostwa. Ryk bydła, huk i trzask pocisków, łuny pożarów na około, grozą i przerażeniem napełniały pogodną noc. O ratunku nie było mowy, kto żyw siedział w piwnicy lub dole, polecając życie Bogu.
Dziwnym trafem znalazły się na terenie parafii 10-ty p. p. Łowicki, 18 p. p. Skierniewicki, a w nich prawie wszyscy chłopcy żołnierze z parafii i okolicznych wiosek. Przypadł im honor na własnej ziemi bronić ojczyzny. Niektórzy z nich w atakach przez rzekę polegli śmiercią bohaterską, jak np. podporucznik rezerwy Franciszek Bieliński. nauczyciel z Gągolina Północnego, osierocając żonę i dwoje małych dzieci.
Niestety ofiary nie przyniosły zwycięstwa. Największa w wojnie polsko niemieckiej 1939 r., bitwa nad Bzurą, której fragmenty odbywały się na terenie parafii, zbliżała się ku końcowi. Wobec przewagi technicznej i nadchodzącego uderzenia czołgów, armii generała Reichenau, idącego od Błonia, dobrze rozwijające się uderzenie generała Bortnowskiego z Patok w kierunku na Skierniewice, zostało nagle przerwane, a cofające się w biały dzień oddziały polskie poniosły duże straty.
W sobotę l6-go września w ciągu dnia opuszczona została Kompina, w nocy, po zaciętym boju, Gągolin Północny. Armia polska cofała się pod uderzeniem czołgów na puszczę Kampinoską.
W niedzielę 17-go września po zajęciu przez Niemców wszystkich wiosek parafialnych, kiedy już niektórzy powrócili do opuszczonych domostw, lub na ich zgliszcza, spotkało Patoki i Kompinę nowe nieszczęście. Oto zjawił się oddział żołnierzy niemieckich, który idąc od Patok do Kompiny, podpalał pozostałe domostwa nie pozwalając ratować. Straszliwy pożar ogarnął obie wsie.
W pewnym momencie przybiega do mnie kościelny z wołaniem, że Niemcy chcą ludzi rozstrzeliwać. Rzeczywiście, wzdłuż murowanego parkanu Antoniego Czapnika za kościołem, stoi zgromadzonych około 30 osób, a przed nimi z karabinami w ręku żołnierze. Na moje prośby zwolnienia ludzi, podoficer wrzeszcząc mówi, że ci ludzie strzelali do wojska niemieckiego. Łamanym językiem niemieckim gwarantuję własną głową, że nikt z nich nie strzelał. Łaska Boża sprawiła, że podoficer pomyślawszy rozkazał ludziom rozejść się wolno.
Po skończonej bitwie stan kościoła i budynków kościelnych był następujący. Wieże i cały dach kościoła był spalony, jak również drzwi, klatka schodowa, chór i organy, ołtarze jednak i sprzęty wewnątrz kościoła, zawdzięczając sklepieniom, ocalały.
Mury i skarpy kościoła w kilku miejscach przebite od pocisków, zawaliła się część sklepienia nad amboną. Organistówka była w połowie rozbita, budynki gospodarcze probostwa z całym sprzętem całorocznym i inwentarzem żywym spalone. Ocalała od pożaru plebania, ale także uszkodzona od pocisków.
Na terenie parafii najwięcej ucierpiały wsie: Patoki, Kompina i Zabostów Duży, w całej parafii było spalonych około 300 budynków.
Źołnierzy polskich poległo na terenie parafii 254, którzy następnego roku w czerwcu, przeniesieni zostali na utworzony cmentarz wojenny, z osób cywilnych parafii zginęło 16 osób.
Ilość poległych żołnierzy niemieckich pozostanie nieznaną, ponieważ swoich zabitych wywozili w miejsca nieznane. Koło mostu kompińskiego, po obu stronach rzeki, do czasu ekshumacji było około 20 mogił niemieckich. Wskutek zniszczenia kościoła nabożeństwa zacząłem odprawiać na plebanii.
Tymczasem na zgliszczach i popiołach, zaczęło się nowe życie. Kto tylko mógł szykował prowizoryczne mieszkanie dla siebie i ocalałego inwentarza w murach stajenek, lub nawet w piwnicach.
W listopadzie zwróciłem się do architekta inż. Stanisława Porczyńskiego z Łowicza, o sporządzenie planów odbudowy kościoła...”
Tomasz Baczyński