Teraz Bednary - To będzie żywe muzeum
Zagroda Bednarska przypomni o historii miejscowości.
Zawód bednarza jest dziś prawie całkowicie zapomniany, a nie należał on do najłatwiejszych, wymagał wiedzy, zręczności i praktyki. W sklepach można spotkać produkty, które nawiązuje do tego rzemieślniczego rękodzieła, ale tak naprawdę wiaderka, beczki i inne rzeczy są wytworem masowej produkcji w zakładach stolarskich. W Bednarach - o których od kilku tygodni obszernie piszemy ze względu na wysyp lokalnych inicjatyw - będzie inaczej.
Marcin Szczepanik jest bowiem w trakcie tworzenia przy ul. Osiedlowej w Bednarach Zagrody Bednarskiej. Chce w przyszłości prowadzić w niej zajęcia, w czasie których będzie pokazywał, jak wyglądała praca bednarza. Uważa, że Bednary, ze względu na nazwę i historyczną tradycje, są najlepszym miejscem do realizacji takiego przedsięwzięcia. Jego zainteresowanie bednarstwem wyniknęło z pasji, którą od wielu lat jest kolekcjonowanie starych narzędzi rzemieślniczych lub przedmiotów codziennego użytku wykonanych w warsztatach kowalskich.
Zbiory robią imponujące wrażenie - są to setki przeróżnych przedmiotów. Niektóre z nich pochodzą nawet z XVI wieku, ale większość to narzędzia z XIX i początku XX wieku. Mniejsza cześć kolekcji jest już do obejrzenia na ścianach, a nawet suficie drewnianej wiaty, która stoi w powstającej zagrodzie.
To, co zwraca uwagę, to fakt, że pokazywane w niej narzędzia nie zostały poddane gruntownej renowacji, nic tam się nie błyszczy. Jak przyznaje właściciel, to celowe działanie. Inaczej przedmioty te straciłyby swój charakter eksponatu z historią. Wszystko zostało jednak oczyszczone i zakonserwowane, aby nie ulegało korozji. - Dla mnie te przedmioty mają ogromną wartość, wszystkie zostały stworzone rękoma rzemieślników, którzy włożyli w nie wiele wysiłku. Uważam, że najcenniejsze w nich jest to, że mają duszę - mówi Marcin Szczepanik.
Setki eksponatów, ale to tylko ułamek całej kolekcji
W wiacie zobaczyć można kolekcję przeróżnych kluczy, wykorzystywanych m.in. do dokręcania śrub o kwadratowej główce w drewnianych kolach. Właściciel zgromadził ich niemal 300, ich ekspozycja zajmuje jedną ze ścian. Na innej wiszą sierpy, nożyce do strzyżenia owiec, tasaki, „dziabasy" - narządzie podobne do wideł i motyki, służące do zrzucania obornika z wozu, czesaki do lnu, gliniane garnki sygnowane „Łowicz", pułapki na zwierzęta, głównie szczury i kuny, oraz kute brony. Pod dachem wiaty wisi kopańka - drewniane naczynie, w którym gospodynie pozostawiały do wyrośnięcia ciasto, z którego później piekły chleb.
Ciekawostką jest też XIX-wieczna wiertarka, dwie wagi: jedna tradycyjna, ok. 100-letnia, druga tzw. „bez zmian", używana niegdyś na targowiskach i często wykorzystywana do oszukiwania, niezwykle interesującymi urządzeniami w prezentowanej kolekcji są kute przyrządy do strzelania w czasie Wielkanocy z zapomnianego dziś kalichlorku. Uwagę zwraca też niemiecki hełm z okresu II wojny światowej z rączką. Pytanie o niego wywołuje o właściciela zagrody uśmiech na twarzy. Okazuje się, że znalazł on po wojnie zastosowanie jako duża chochla do opróżniania zawartości wygódki. Właściciel, pokazując nam zbiory, o każdej grupie przedmiotów potrafi bardzo dużo i ciekawie opowiedzieć, co sprawia, że wizyta u niego staje się niezwykła. Jest jak podróż w czasie.
Prawdziwe skarby są na skupach złomu
- Wszystkie te przedmioty gromadziłem przez lata, najczęściej odkupywałem na punktach skupu złomu, część pochodzi z internetowych aukcji. Zdarzało mi się jechać po niektóre rzeczy, zwłaszcza po bednarzach, kilkaset kilometrów. Te przedmioty są bardzo trudne do dostania. Często pojawiają się na aukcjach, a wystawiający nie wiedzą tak naprawdę, co chcą sprzedać. Czasami okazuje się też, że to coś bardzo rzadkiego - opowiada Marcin Szczepanik i dodaje - Z tego, co wiem, moja ekspozycja starych narzędzi będzie jedną z niewielu w skali kraju.
To, co wisi na ścianach wiaty, to jednak tylko część jego zbiorów. Reszta jest w domu i u rodziny, trudno byłoby znaleźć powierzchnię na ich całkowite wyeksponowanie. Nie chciał nam tego przyznać wprost, ale możliwe, że gdzieś u podstaw jego fascynacji narzędziami tworzonymi przez kowali jest fakt, że kowalem był jego pradziadek, pochodzący zza Buga. On sam jednak nie chciał się parać kowalstwem.
Bednarstwo w Bednarach to jest pomysł
Bednarstwo jest rzemiosłem, które zaczęło wymierać w XX wieku, gdy na wielką skalę zaczęto zastępować drewniane naczynia wyrobami z metalu. Bednarze, jako rzemieślnicy wykonujący swoją pracę ręcznie, w ciągu kilku dziesięcioleci odeszli w zapomnienie. Obecnie w Polsce jest niewiele zakładów bednarskich. Jeśli są, to często produkują przedmioty ozdobne, a nie użytkowe, np. do przechowywania dojrzewającego wina. Oprócz tego zakłady te wykorzystują maszyny do formowania klepek. W muzeach są ekspozycje, ale nie ma takiej, na której można byłoby poznać, na czym polegała praca rzemieślnika. W kraju jest zaledwie kilka osób, które na żywo demonstrują to rzemiosło. Bednary swoją nazwą wskazują, że niegdyś w lej miejscowości, jeszcze gdy w Łowiczu obecni byli arcybiskupi, mieszkańcy specjalizowali się w bednarstwie.
Marcin Szczepanik powiedział nam, że zainteresowanie narzędziami i nazwa miejscowości, w której mieszka, dało ostatecznie efekt taki, że zaczął interesować się bednarstwem. Potem przyszedł pomysł, aby właśnie w Bednarach urządzić warsztat i przypomnieć o wymarłej tu rzemieślniczej tradycji. Szczepanik chce, by w tworzonej przezeń zagrodzie wszystko było jak u prawdziwego rzemieślnika ponad 100 lat temu: żadnych maszyn, żadnego prądu, tylko ręczna robota od początku do końca.
Niby proste, ale trzeba mieć wiedze
- Właściwie posiadając 4-5 narzędzi i materiał, można wykonać wiadro lub beczkę. Potrzebna jest jednak wiedza i praktyka aby moc to zrobić dobrze - bo wcale nie jest lo proste. Sam się o tym przekonałem, próbując po raz pierwszy wykonać wiadro, bynajmniej nie wyszło ono okrągłe i równe - śmieje się Szczepanik. Potrzebna jest kobylica czyli ława bednarska na której są przymocowywane deski i kkpki w czasie obróbki, strugi proste, wątomik do wykonywania wątora, czyli rowka w klepkach drewnianych beczek w celu osadzenia dna i ścisk bednarski. Kluczem do sukcesu pracy bednarza była jednak wiedza przekazywana z pokolenie na pokolenie. Ułatwieniem, w pewnym sensie także cząstką tajemnej wiedzy, były przymiary bednarskie, które umożliwiały rzemieślnikowi wykonanie klepek do boczek czy wiader bez konieczności ciągłego planowania tego, jakie mają być zastosowane w nich kąty i zaokrąglenia. Umożliwia to pasowanie klepek, aby utworzyły drewniane naczynie. Były one zazwyczaj najmocniej skrywaną tajemnicą rzemieślników.
Szczepanik ma już nie tylko narzędzia, ale także sporo wiedzy na temat pracy bednarza Czerpie ją z internetowych stron, głównie zagranicznych. Udało mu się leż rozmawiać kiedyś długo z prawdziwym bednarzem, w czasie wizyty w Lubuskiem, który zdradził mu kilka ważnych rzeczy.
Pokaże, jak strugać klepkę
W zagrodzie, która powstaje na działce przy ul. Osiedlowej, dokładnie po przeciwnej stronie domu, w którym mieszka Szczepanik, stoi już wspomniana wiata. Na działce powstanie jeszcze budynek, który będzie warszta- tem bednarza. To w nim odwiedzający zagrodę turyści będą mogli zobaczyć, jak wyglądał proces tworzenia beczki od początku, czyli od łupania desek z klocka drewna, przez struganie klepek i wyginanie ich, po łączenie stalowymi obręczami. Szczepanik chce wszystko sam pokazywać, a przy okazji opowiadać o pracy, o narzędziach, zdradzi też kilka tajemnic dotyczących np. wykorzystywania różnych gatunków drewna pod kątem przeznaczenia beczki. Nie wszyscy bowiem wiedzą, że beczek do kiszenia kapusty nigdy nie robiono z klepek z drewna dębowego, bo kapusta ciemniała. Natomiast do wytwarzania dzieży chlebowej, w której powstawało ciasto na chleb, używano klepek z drewna np. lipowego i tylko jednej z drewna dębowego, gwarantowało to odpowiednie zakwaszanie ciasta. Zaś do uszczelniania beczek bednarze używali tataraku, który po napełnieniu beczki płynem dodatkowo ją uszczelniał, jak silikon.
W zagrodzie znajdzie się też miejsce na zwierzęta: kozy, owce, prosiaki, kury, kaczki, gęsi i indyki. - Liczę, że dużą grupę odwiedzających bednarza stanowić będą dzieci, dla których spotkanie ze zwierzętami będzie ciekawym przeżyciem, tym bardziej, że zagroda, jak liczę, znajdzie się na trasie wycieczek grup z dużych miast, które skręcą do niej w czasie wizyty w pałacu w Nieborowie. Ale w pierwszej kolejności, gdy już wszystko będzie gotowe, zaproszę szkoły z okolicy - powiedział pomysłodawca. Zagroda będzie otwarta także dla turystów indywidualnych.
Sam Szczepanik ma już za sobą pierwszą prezentację pracy bednarza w czasie jednego z pikników w Skierniewicach. Podobało mu się, zainteresowanie było spore. - W przedsięwzięciu nie chodzi o opłacalność, o to będzie raczej trudno, ale o możliwość wyeksponowania zbiorów i robienie tego, co jest moją pasją, przy czym odpoczywam. Myślę także o tym, że będzie to moje zajęcie kiedyś, gdy będę miał więcej wolnego czasu, gdy dorosną dzieci, gdy może będę już na emeryturze - przyznaje.
Pierwsze warsztaty ruszą w przyszłym roku, w tym ma zakończyć się budowa zagrody i jej wyposażanie w eksponaty.
tekst i zdjęcia NŁ - autor Tomasz Bartos
Copyright © 2010