Mongolia – kraina potomków Czyngis-chana
W dniu 23 czerwca o godzinie 10.45, w porcie lotniczym Warszawa – Okęcie wchodzę na pokład rosyjskiego samolotu Iła -62, którym polecę do Moskwy. O godzinie 13.15 samolot ląduje na lotnisku Szeremietiewo 2. Moskwa posiada w sumie 7 wielkich lotnisk: Szeremietiewo 1 i 2, Domodiedowo, Wnukowo 1 i 2, Bykowo i Tuszyno.
Szeremietiewo 2 jest portem olbrzymim, super nowoczesnym. Przesuwam wskazówki zegara o 1 godzinę do przodu.
Pobyt na lotnisku przedłuża się. Czekamy na połączenie. Dopiero o godzinie 21.35 wsiadamy do samolotu Tu-154, którym polecimy do Omska na Syberii. Lądujemy w Omsku. Port lotniczy nowoczesny. Spędzamy ponad godzinę na terenie dworca. O godzinie 1.30 odlatujemy z Omska do Irkucka – naprzeciw wschodzącemu słońcu. O godzinie 4.30 samolot ląduje w Irkucku. Tu ma miejsce godzinna przerwa związana z odprawą celną i paszportową.
O godz.6.45 czasu moskiewskiego samolot ląduje na lotnisku pod Ułan – Bator. Jestem w Mongolii – kraju którego powierzchnia 1566,5 tys. km. kwadra-towych jest pięciokrotnie większa od Polski, a zamieszkuje tu tylko 3.300 miliona ludzi. Zbliża się godzina 12.00 w południe – upał nieprawdopodobny .
Lotnisko o nazwie Bujant-Uchaa znajduje się 27 km na zachód od centrum miasta. Położone jest w dolinie pomiędzy nagimi wzgórzami . Dworzec lotniczy nie przypomina portu lotniczego , jest to budynek w rodzaju kamienicy czynszo-wej z końca XIX wieku, pokryty zielonym dachem . Słońce praży niemiłosiernie. Nad dworcem i lotniskiem krążą sępy . W pobliżu pasma startowego stoją 2-3 helikoptery i kilka samolotów typu AN-24 , dla których nie trzeba betonowych pasów – startować i lądować mogą na gołym stepie.
Jedziemy autokarem do miasta. Po lewej stronie drogi płynie rzeka Toła. Po przejechaniu mostu na rzece wjeżdżamy w dzielnicę przemysłową stolicy . Mijamy fabrykę kleju zbudowaną przez Polaków . Tuż obok świątynia lamajska - „lecące dachy chińskie ‘’ – to muzeum Bagd-Chana . Na wygiętych rogach świątyni figurki zwierząt – małp, ryb itp.
- 2 -
Dojeżdżamy na miejsce. Znajdują się tu dwa 12- o piętrowe punktowce. Kwaterują nas w hotelu Bajan Goł ; jest to filia hotelu Ułan – Bator. Znajduje się na drugim miejscu, o ile chodzi o standard i wyposażenie. Ten pierwszy jest zarezerwowany dla Niemców , Amerykanów i tych innych posiadających twardą walutę .
Śpimy na VII piętrze . Miasto leży w szerokiej dolinie. Na pagórkach od strony południowej widać zbiorowisko jurt, które usytuowane jest tuż obok pomnika Wdzięczności Żołnierzom Radzieckim. Znaczny procent ludności stolicy mieszka w jurtach .
Na horyzoncie widnieje jakaś elektrociepłownia. Dymy snują się na krawędziach miasta. Ruch na ulicach umiarkowany. Przechodzący ubrani skromnie. Widzę, że przewóz ludzi dokonuje się przy pomocy ciężarówek , na skrzyniach których poustawiano ławki .
Z okien hotelu widoczny jest budynek Mongolskiego Uniwersytetu Państwowego , a przed nim widnieje pomnik Józefa Stalina, aczkolwiek patrząc z daleka byłem przekonany, że to postument Lenina, ale taki też tu się znajduje .
W Gruzji w której byłem trzykrotnie znajduje się dotychczas eksponowane- bogate muzeum Józefa Wisarionowicza Stalina , z zachowaniem drewnianym domkiem ubogiego szewca Dżugaszliwiego , w którym urodził się jego syn Józef; są tam wszystkie pamiątki z okresu dzieciństwa dyktatora , jego pobytu w seminarium duchownym , zdjęcia i dokumenty z czasów jego młodości i doro – słego już życia jako wodza Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, w tym nawet wagon / salonka/ z częścią pociągu, którym Generalismus pojechał na konferencję pokojową w Poczdamie pod Berlinem , po zakończeniu II wojny światowej, która odbyła się w dniach od 17 lipca do 2 sierpnia 1945 r.
Dnia następnego pobudka o godzinie 5.00 rano. Schodzimy do restauracji . Śniadanie europejskie.
O godzinie 7.10 na stołecznym lotnisku Bujant-Uchaa wsiadamy do stosun-kowo małego turbośmigłowego samolotu AN-24 ,którym polecimy do Chudzirtu.
- 3 -
W samolocie połowę miejsc siedzących zajmują Polacy , a drugą połowę Amerykanie . Ci ostatni to ludzie w starszym wieku , wszyscy powyżej 70-u lat . Zachowują się wyjątkowo krzykliwie , z mapami w rękach , z kompasami zawie-szonymi na pasach , ostentacyjnie piją coca-colę / przywiezioną chyba z USA / Władcy świata .
Lecimy na południowy zachód do miejsca , które jest centralnym , prawie geometrycznym środkiem Mongolii. Po godzinie lotu , w czasie którego samolot przeleciał ponad 450 km lądujemy na trawie – na stepie .
Kilkadziesiąt kilometrów na północ od tejże osady znajdują się ruiny Karakorum- stolicy słynnego wodza Mongołów – Czyngis-Chana .
Budyneczek portu lotniczego maleńki. Obok spora grupa ludzi , kobiet i mężczyzn, niektórzy w strojach regionalnych, z tobołkami i walizkami w rękach oczekująca na samolot, który przywiezie ich do Ułan – Bator .
Narodowym ubraniem Mongołów jest „ deli ‘’ / deel/ przypominające żupan. Noszą je mężczyźni , kobiety i dzieci . Po założeniu odzienia zakłada się lewą połę na prawą i owija jedwabnym pasem .
Chudzirt to miejscowość leczniczo- wypoczynkowa . Znajdują się tu ciepłe źródła mineralne o właściwościach leczniczych . Na kanwie tychże zasobów przyrodniczych wybudowano tu sanatorium i urządzono bazę turystyczną .
Chudzirt – mała osada położona na skraju doliny ; ma tylko jedną ulicę, z kinem, apteką i domami wczasowymi . Po przylocie i wylądowaniu na stepie wraz z innymi turystami przeszedłem główną ulicą osady. Mongołowie obserwowali nas z ciekawością .
Zakwaterowano nas w jurtach ; w każdej jurcie śpi 4 turystów. Jurta - to po mongolsku „ ger ” . Naliczyłem jurt kilkanaście . W jednej dużej jurcie znajduje się restauracja. Cały teren na którym znajdują się jurty ogrodzony jest płotem z żerdzi . Na płocie siedzi kilkanaście sępów . Czekają na ochłapy z restauracji .
- 4 -
Od strony północnej teren wznosi się do góry i kończy skalnymi szczytami.
Na zboczu góry widnieje usypany z kamieni kopiec – kurhan , na którym na drewnianych żerdziach powiewają wystrzępione kawałki niebieskiego jedwabiu zwane chadakami. Obo / owoo / znajdują się w miejscach szczególnych – o zna- czeniu mistycznym, często zamieszkałych przez dobre i złe duchy , usypano je by w ten sposób pozyskać sobie ich przychylność. Kopce obo można spotkać na rozstajnych drogach . W trakcie podróży po Mongolii widziałem na tych kopcach wetknięte między kamienie banknoty, cukierki, a nawet butelki z alkoholem . Obo Mongołowie obchodzą 3 razy zgodnie z ruchem wskazówek zegara . Tu można podziękować za powrót do zdrowia , urodziny dziecka . Z obo nie należy niczego zabierać na pamiątkę .
Na południowej stronie doliny w której leży Chudzirt są widoczne jurty - ciągnące się aż do połowy zbocza. Tych jurt jest bardzo dużo ; może ich być nawet kilkaset . Dolina ma kształt litery „ s ” .
O godzinie 09.00 dnia następnego wyjeżdżamy z miejsca postoju . Mamy zaplanowaną wycieczkę do wodospadu na rzece Orchon , która znajduje się w odległości około 85 km na północny zachód od Chudzirtu .
Jedziemy busem po stepie , nie ma tu żadnej drogi , żadnych drogowska – zów. Kierowca mimo to doskonale orientuje się w terenie . Prowadzi samochód według jemu tylko wiadomych znaków . Dostrzegam tu i tam ślady po przejeżdżających pojazdach .
Z okien samochodu widoczne stada owiec / baranina jest ulubionym mięsem Mongołów / tych chyba jest najwięcej ; kóz , wspaniałych koni i jaków – w kolorze czarnym , czarno – białym i siwym .
W Mongolii żyje około 130 ssaków , od kilkucentymetrowego skoczka stepowego po dzikiego wielbłąda .
Najpopularniejszym dzikim zwierzątkiem mongolskiego stepu jest bobak , podobny do naszego świstaka, zwany tarbaganem . Podziwiamy te śliczne
- 5 -
zwierzątka , biegające na naszych oczach od nory do nory, przy których widoczne są kopczyki ziemi .
Skórka tarbaganów cieszy się dużym popytem , jest bowiem puszysta , miękka i lekka. Okazuje się też , że mięso tarbagana jest wyjątkowo smaczne , bo żywi się on najlepszymi ziołami .
Mongolia co roku eksportuje 1-2.5 mil. sztuk skórek tarbaganów , a nawet kilka czy nawet kilkanaście tysięcy skór wilczych .
Dojeżdżamy do wodospadu na rzece Orchon . Wokół rzeki tabuny koni. Wodospad jest wyjątkowo piękny . Woda spada w dół z wysokości 25 metrów ; dalej rzeka płynie głębokim skalistym wąwozem . Na dnie wąwozu drzewa i zarośla. Na wzgórzach od południowej strony lasy iglaste .
W pobliżu tej rzeki na zboczach góry Burkan pochowano jakoby Czyngis – Chana, po jego śmierci w dniu 18 sierpnia 1227 roku . Został pochowany w prostej drewnianej trumnie skutej złotą obręczą . Podczas pogrzebu zginęło na stosie 40 pięknych dziewcząt odzianych w drogie szaty i tyleż koni z pełnym rynsztunkiem bojowym. Miały służyć swemu władcy po śmierci .
Natomiast miejsce gdzie został pochowany Czyngiz-Chan było przez kilka dni deptane przez tysiące koni, aby zatrzeć wszelkie ślady pochówku .
Do tej pory miejsca tego nie odnaleziono , jak i nie odnaleziono słynnego skarbu krwawego barona Ungera , który po Rewolucji Październikowej zdobył Urgę / Urga to dawna nazwa stolicy Mongolii / i myślał o tym aby zostać nowym Czyngis - Chanem .
Czyngis - Chan był niewątpliwie jednym z największych wodzów na przestrzeni wieków. W chwili śmierci władał ziemiami od Pacyfiku do Morza Kaspijskiego.
Do roku 1300 mongołowie podwoili zdobycze Czyngis-Chana – dodając do nich resztę Chin, Koreę , Tybet , Pakistan, Iran, Turcję i Kaukaz ; nie zdobyli jednak Japonii .
- 6 -
Wnuk Czyngis-Chana Kubiłaj był władcą tego rozległego państwa o powierzchni 28 mil. km. kwadratowych ;jedna piąta powierzchni lądów na ziemi.
Około godziny 13.00 , po zwiedzaniu okolicy i zrobieniu obowiązkowych zdjęć wyjeżdżamy w drogę powrotną. Po drodze , nad rzeką Orchon na tzw: biwaku spożywamy obiad . W zasięgu wzroku mamy malowniczy przełom tejże rzeki. Obiad spożywamy w plenerze , w takich warunkach wyjątkowo smakuje. Obrusy zostały rozłożone wprost na trawie. Biesiadnicy siedzą na ziemi , trochę na kolanach . Obiad został dowieziony na miejsce. Zaserwowano nam baraninę , wieprzowinę, a także szaszłyki z miejsca baraniego. Były ziemniaki , pomidory , ogórki, biała herbata sute-caj, piwo niemieckie Radeberger, no i oczywiście kumys, sfermentowane mleko kobyle, ajrag – po mongolsku .
Ulubionego przez Mongołów mięsa dostarczają owce. Jednak największa rola przypada koniom. Trudno wyobrazić sobie życie stepowego koczownika bez konia . Koń jest „ nogami pasterza , jego dumą ; był oznaką zamożności , jest dostawcą / klacze / surowca do wyrobu narodowego napoju – kumysu .
W czasie obiadu w odległości 3-4 metrów od nas siedziały na skałach sępy – oczekujące cierpliwie na resztki jedzenia .
Droga powrotna przedłużyła się, ponieważ w samochodzie uległa uszkodzeniu chłodnica i kierowca zatrzymywał się kilkakrotnie aby dolać wody do środka .
Następnego dnia zgodnie z programem podróży przewidziany jest czas wolny – do obiadu. Bezpośrednio po śniadaniu wszedłem na górę leżącą od strony północno-zachodniej , gdzie tuż przy szczycie widoczne są ”obo” – święte kamienne kopce. Wczoraj przed wieczorem widziałem tam siedzących Mongołów .
Przeważająca część ludności Mongolii – około 96 % to wyznawcy lamaizmu – buddyzmu Tybetańskiego . Pozostałe 4 % wyznaje islam oraz szamanizm ; ci ostatni zamieszkują głównie północne regiony kraju .
- 7 -
Rodzimą religią Mongołów był szamanizm . Wyznawcy szamanizmu wierzą w jedno Wszechmocne, Wieczne Bóstwo ; a świat cały zapełniony jest ogromną rzeszą duchów opiekuńczych, które mają piecze, nad konkretnymi miejscami.
Takimi miejscami jak to „ obo” na zboczu góry obok naszych jurt. Szamanizm i oddawanie czci siłom natury to codzienność współczesnych Mongołów , choć zdecydowana większość to buddyści .
Po obiedzie wyjeżdżamy do Karakorum – miejsca gdzie znajdowało się słynne miasto Czyngis-Chana. Karakorum to nasza nazwa – po mongolsku „Charchorin ” czyli czarne wysypiska .
Od 1220 r. osada zaczęła spełniać funkcję stolicy. Faktycznie miasto powstało z rozkazu Ugedeja / syna Czyngis-Cana /. W latach 1235- 1236 rzemieślnicy wzięci do niewoli w podbitych krajach wybudowali w mieście ogromny pałac, zaś same miasto otoczyli murami. W murach znajdowały się 4 bramy- a przed każdą bramą znajdowała się rzeźba żółwia – symbol długowiecz – ności. Do naszych czasów zachował się w dobrym stanie tylko jeden żółw – długości 2 metrów i wysokości półtora metra .
Przewodnik opowiada , że na dziedzińcu pałacowym stało sztuczne drzewo wykonane ze srebra, przez francuskiego złotnika . Wewnątrz drzewa zainstalo – wano 4 rury. Każda z rur miała zakończenie w kształcie zwisającego łba żmii, z otwartą paszczą. Z tych oryginalnych otworów na dany sygnał lały się do stojących pod drzewem naczyń 4 rodzaje napojów: kumys, miód, wino i piwo. Goście Chana raczyli się którymś z tych napojów według swego upodobania.
Kiedy w XIII wieku dotarł tutaj poseł papieski Benedykt Polak miasto oszałamiało swoim przepychem i zgromadzonymi bogactwami. Mongolscy władcy odznaczali się niezwykłą tolerancją wyznaniową . W mieście funkcjono – wały obok siebie świątynie buddyjskie, meczety a nawet kościół nestoriański , który był odłamem chrześcijaństwa rozpowszechnionym w przeszłości w Azji .
Gdy imperium upadło, po potędze Czyngis – Chana pozostały tylko zapiski anonimowej „ tajnej ”historii Mongołów, pałace Karakorum przykryły piaski pustyni.
- 8 -
W pobliżu widocznych do dzisiaj śladów fundamentów po pałacu chanów, w XVI wieku zaczęto budować kompleks klasztorny wyznawców lamaizmu , częściowo z kamieni i innych materiałów budowlanych starego grodziska , który pod nazwą Erdene Dzuu dwa wieki później składał się z kilkudziesięciu świątyń i kilkaset innych budowli.
Słowo „ Erdene” w tłumaczeniu znaczy skarb , zaś „ Dzuu” pochodzi od języka tybetańskiego i jest jednym z określeń Buddy .
Trzy światynie - Baruun Dzuu / Zachodni Budda / ,Ich Dzuu / Wielki Budda/ i Dzuun Dzuu / Wschodni Budda / , stały się podstawą kompleksu klasztornego.
Wchodzimy do środka najokazalszej świątyni. Oglądamy tu dzieła sztuki mongolskich mistrzów- rzeźbiarzy i malarzy : portrety chanów , malowidła histo-ryczne, wyroby ze szlachetnych metali. Pod ścianami stoją dzwony , ogromne piszczały, bębny , kotły i kadzielnice. Dużo niesamowitych , przerażających swoim wyglądem kolorowych masek, pozłacanych bogów lub ze szczerego złota, wśród nich kilkanaście odlanych w okresie międzywojennym w Polsce.
W drodze powrotnej do Chudzirtu rozpętała się nad stepem burza , z piorunami i potężną ulewą . Dosłownie w oczach szary dotychczas step nabrał innej barwy, spłowiała trawa jakby ożyła i stawała się zielona: tak bardzo potrzebowała wody .
Poza bezkresnym stepem w pobliżu Karakorum widoczne są pola uprawne. Widać rozległe łany pszenicy i pola ziemniaczane .Na stepie zaś tabuny wspaniałych koni i stada baranów.
Wieczorem oglądamy film o hodowli koni .
Jest to ostatni dzień pobytu w Chudzircie, jutro odlatujemy do Ułan – Bator.
Po przylocie do Ułan-Bator zostaliśmy zakwaterowani w tym samym hotelu.
Jeszcze tego samego dnia, przed obiadem zwiedzamy świątynię i Pałac Zimowy Bogd Gegeena / Bogdo Gegena/ ostatniego chana Mongolii, który był także
- 9 -
namiestnikiem Kościoła Lamajskiego , „ Żywym Bogiem ”. Jako ciekawostkę , przewodnik podaje , że Bogd-Chan zmieniał ubranie co najmniej trzy razy dziennie . Żył w rozrzutności i przepychu . Miał deli zimowe ze 130 skórek sobolich / samych grzbietów / .Powinien żyć w celibacie ale nie stronił od kobiet. Miał nałożnicę, która po objęciu przez niego władzy chana została uznana za oficjalną żonę , i razem z nim koronowana jako chanowa .
Rząd ludowy w 1921 r. z Suche Batorem / stąd nazwa Ułan-Bator / na czele przejął władze w Mongolii, ale monarchię zniesiono dopiero w 1924 r. Po śmierci Bogd Gegeena, dla pewności jednak odebrano mu stosowną ustawą szanse reinkarnacji, aby ponownie się nie odrodził.
Pałac Zimowy Bogd-Chana to obecnie muzeum. Znany jest też jako Pałac Zielony / od koloru dachów /. Budowano go w latach1893-1903 według projektu dostarczonego przez rząd carski. Cały kompleks architektoniczny utrzymany w stylu chińskim ma kształt prostokąta, podzielono na trzy dziedzińce .
Na końcu całego kompleksu znajduje się główna świątynia w której modlił się sam Bogd-Gegeen. Przed wejściem do świątyni stoi arsłan, przy którym robię sobie pamiątkowe zdjęcie. Arsłan to lew – symbol ochrony obiektu kultowego przed złymi duchami .
Tego dnia w godzinach popołudniowych oglądamy zbiory zgromadzone w Państwowym Muzeum Centralnym. Muzeum ma trzy działy : przyrody, historii i etnografii. W dziale przyrody najciekawsze zbiory znajdują się w sektorze paleontologicznym , gdzie wyeksponowano znaleziska licznych ekspedycji, w tym kości olbrzymich gadów żyjących na terenie dzisiejszej pustyni Gobi przed milionami lat .
Budzącym podziw eksponatem jest szkielet dinozaura sprzed 65 mil. lat, który ma 12 metrów długości i 5 metrów wysokości , a także skamieniałe jajo tego gada. Jest tam również olbrzymia 2 metrowa kość biodrowa brontozaura, który osiągał długość 26 metrów i wagę 30 ton / jak największe obecne wieloryby /. Dotykałem tych kości .
- 10 -
W dziale historii uwagę naszą zwróciła makieta jurty ciągnionej przez 24 woły zaprzężone w trzy rzędy. W okresie imperium mongolskiego XIII- XV wiek, arystokracja miała jurty – „ pałace ” na stałe mocowane na podwoziu, co ułatwiało przemieszczanie się .
W tym samym dziale eksponowany jest zbiór białej broni / niesamowita jej ilość i różnorodność /- jeden z większych w świecie .
Pełni wrażeń wracamy do hotelu ; ale nie dosyć atrakcji na dziś . Wieczorem pobywamy w Państwowym Teatrze Opery i Baletu na przedstawie – niu operowym pt: „ Wśród gorących gór ”. Występują najlepsi śpiewacy w kraju. Państwowy Teatr Opery i Baletu jest reprezentacyjnym budynkiem teatralnym w Mongolii .
Oglądałem i słuchałem z ciekawością artystów mongolskich występujących w strojach narodowych / ludowych / , śpiewających w dziwnym dla nas języku i grających na nieznanych instrumentach .
W trakcie spektaklu nie pojawiły się na scenie, czy też na ścianach obok żadne napisy z tłumaczeniami tekstów pieśni śpiewanych przez artystów , a coś takiego widziałem w trakcie podobnego przedstawienia w Phenianie , stolicy Korei Północnej. Tam były wyświetlane napisy w języku rosyjskim i chińskim tłumaczące teksty wypowiadane czy śpiewane przez aktorów; wszystko to było robione z myślą o obcokrajowcach .
Już na terenie hotelu pilot oznajmia „ wszem i wobec ”że jutro lecimy na pustynię Gobi . O godzinie 5.00 rano pobudka, śniadanie i o 7.20 jesteśmy już w samolocie AN-24 , który dowiezie nas do celu . Lecimy godzinę i 15 minut na wysokości około 4500 metrów .
Z tej wysokości przyglądam się pustyni . Gobi to największa po Saharze pustynia na świecie, i jednocześnie najbardziej różnorodna krajobrazowo. Można tu odnaleźć szczyty wygasłych wulkanów, brunatne pasma górskie , głębokie wąwozy, gdzie nawet zalegają lodowe czapy i rozległe stepy .
- 11 -
Pustynia oglądana przeze mnie z samolotu ma różne barwy: od zielonej , poprzez żółtą, a na białej kończąc. W przeważającej barwa szaro-zielona.
Piasków jest stosunkowo niewiele – wydmy zajmują tylko 3 % powierzchni Mongolii .
Po pokonaniu około 500 km lądujemy na podłożu kamienisto- trawiastym; kamyki są minimalne. Po wyjściu z samolotu dostrzegam na terenie tego stepowego lotniska myśliwych z trofeami - z rogami baranów górskich ; upolo-wanych , jak się domyślam , w górach widocznych na horyzoncie . Miałem okazję oglądać te wspaniałe zwierzęta na wolności .
Mongolia jest rajem dla myśliwych i rybaków . W ostatnich latach wprowadzono jednak zakaz polowania na 29 gatunków zwierząt. Pełnej ochronie podlega m.in. koń Przewalskiego, dziki wielbłąd, jeleń, łoś, lampart , łabędź, pelikan, orłosęp, dzięcioł, puszczyk, jesiotr, kułan / ssak z rodziny koniowatych /.
W rzece Kerulen płynącej na wschód od Ułan-Bator żyją słynne tajmienie osiągające wagę, kilkudziesięciu kilogramów, i półtora metrową długość .
Wsiadamy do busa, który przewozi nas kilkadziesiąt kilometrów w kierunku północno-zachodnim. Po prawie dwóch godzinach widzimy majaczące na horyzoncie piaskowe wydmy. Są to wydmy śpiewające Hongorin Els. Na ich szczytach gorący wiatr wprawia w ruch tysiące ziarenek piasku, które zderzając się ze sobą wydają dźwięki. Wydmy są długie, łagodnym pasem ciągną się ku horyzontowi; są też wysokie. Piasek parzy, słońce pali, w gardle robi się sucho. Zatrzymujemy się przy stadzie wielbłądów liczącym około 100 osobników. Pachną z daleka, ale nie są to „ wonie Arabii ”. W poszukiwaniu żeru szybko przechodzą teren. Zatrzymujemy się przy wydmach . Robię zdjęcia wydm, roślin i zwierząt / jaszczurki /.
Pilot mierzy temperaturę powietrza; w cieniu to tylko plus 36 stopni Celsjusza , w słońcu 48 stopni. Mieszkańcy Gobi na przekór przyrodzie muszą w tych trudnych warunkach nie tylko przetrwać, ale także żyć i pracować .
- 12 -
Latem tutaj prawie plus pięćdziesiąt stopni, i bez wody umiera się w przeciągu 1-2 dni. Surowa kontynentalna zima przynosi zwykle dwudziesto , trzydziestostopniowe mrozy, ale zdarzają się zimy / wprawdzie rzadko / gdzie temperatura spada do minus pięćdziesięciu stopni.
Wracamy z powrotem do miejsca postoju , gdzie znajdują się jurty, w tym ta w której spędzę noc.
Powietrze drży. Mam wrażenie, że na prawo i lewo, aż po horyzont znajdują się jeziora pełne falującej wody . Ewidentne złudzenie optyczne. Brak jakichkolwiek zanieczyszczeń powoduje wyjątkową przejrzystość powietrza. Jurty, zwierzęta widać jakby były tuż tuż , a w rzeczywistości oddalone są o kilometry; to miraż .
Jurta po mongolsku „ ger” składa się z okrągłego drewnianego , w kształcie kratownicy, ocieplenia wykonanego z wojłoku / spreparowana wełna wielbłądzia/ i wierzchniej warstwy- tkaniny w kolorze białym lub szarym. Na samym szczycie pozostawia się otwór przez który ucieka dym z ustawionego pośrodku piecyka, typu koza. Na piecyku tym kobiety przygotowują posiłki, który opalany jest krowim łajnem, bo na stepie nie ma przecież drzew. Drzwi jurty w kolorowych barwach, zawsze są zwrócone w kierunku południowym .
Dzień następny to niedziela. Bardzo wcześnie rano wyjeżdżamy w plener. Jedziemy z wizytą do Mongoła, właściciela kilkudziesięciu wielbłądów. Okazuje się, że człowiek ten jest wdowcem wychowującym samotnie dwie córeczki. Jurta rodzinna do której nas zaprasza urządzona jest bardzo skromnie . W środku tradycyjny piecyk , a wkoło trzy malowane brązowe łóżka. Na honorowym miejscu mebel w kształcie komódki ze zdjęciami rodzinnymi. Wody nie ma w pobliżu. Dowozi ją w dwóch bańkach , z odległości kilku kilometrów , na moto – cyklu marki „ Iż”. Właściciel pokazuje nam swój sztucer i mówi , że służy mu do obrony przed lampartami śnieżnymi .
Przed jurtą widzimy „ kran”, a jest to puszka po konserwach z dziurką w dnie, przybita do kołka wbitego w ziemię .
- 13 -
Jesteśmy pełni podziwu dla tego człowieka, żyjącego w tak trudnych warunkach, pokazującego bez żenady swój skromny dobytek – uśmiechającego się przy tym do ciekawskich cudzoziemców .
Wracamy do miejsca naszego tymczasowego pobytu na śniadanie .
Potem zgodnie z programem jedziemy w góry, odległe 36 km od bazy i 140 km od granicy chińskiej. Droga a właściwie nieoznaczony trakt ciągnie się pomiędzy wzgórzami , a potem wkracza w wyższe partie gór .
Po obu stronach tej nieoznaczonej drogi widać tysiące, może dziesiątki tysięcy nor tarbaganów , i biegających wśród kopczyków tych gryzoni .
Wcześniej już widziałem tarbagany na stepie , ale nie w takich astronomi-cznych wręcz ilościach .
W trakcie jazdy przez góry podziwiam zdziczałe konie , dzikie wielbłądy , jaki, a także słynne barany górskie, z charakterystycznymi pięknymi krętymi rogami. W górze widzę krążące na niebie sępy .
Dojeżdżamy do miejsca gdzie zaczyna się głęboki wąwóz o nazwie Yolyn Amm. Przejście wąwozem zajmuje nam sporo czasu . Mimo pełni lata na dnie tego wąwozu leży śnieg i lód . Pod tą pokrywą płynie krystalicznie czysta woda.
Zmęczeni siadamy do obiadu dostarczonego przez organizatora . Wyjątko-wo piękne miejsce - wokół potężne zbocza gór, śnieg leżący w głębokim wąwozie, a na niebie sępy . Obrus rozłożony na zielonej trawie, a biesiadnicy wzdłuż niego na kolanach. Króluje baranina w kilku postaciach. Są pierożki z miesem / tzw: chuszury / , bozy przypominające kołduny , gotowane na parze , wątróbki zapiekane na ogniu , no i szaszłyki / nazwy potraw podaje pilot – zapisuję/. Jest herbata zwana sute-cajem. Nie piję – bo jest z mlekiem. Jest piwo, kumys i po kieliszku mongolskiej wódki dla tych co piją . Wypiłem . Archi – bo tak nazywa się ta wódka ma interesujący bukiet zapachowy składający się z połączenia zepsutego jajka, z domieszką zjełczałego masła, doprawionego szczyptą szarego mydła . Będzie co wspominać .
- 14 -
Wracamy do bazy. Tuż przed wieczorem spaceruję po stepie. Podziwiam pędzące w oddali konie i przepiękny zachód słońca .
W nocy zerwał się potężny wiatr. Baliśmy się , że porwie nam jurtę, a my razem z nią zostaniemy przeniesieni na pustynię. Nad ranem wiatr się uspokoił , wyjrzało słońce.
Śniadanie spożywamy w jurcie restauracyjnej , potem lecimy do Ułan-Bator . Lot odbył się be zakłóceń . Będąc już w hotelu pilot oświadcza nam , że mamy dzień wolny „ od zajęć ‘’ – tj. od zwiedzania . Po zakwaterowaniu w hotelu i krótkim odpoczynku postanawiam pieszo przejść się po śródmieściu stolicy . Hotel usytuowany jest w centrum miasta o czym już pisałem .
Stolica Mongolii jest dużym miastem liczącym sobie bez mała półtora miliona mieszkańców. Prawie połowa ludności kraju mieszka w Ułan-Bator. Mongolia to 3 mil.300 tys. ludzi, i 1.5 mil. kilometrów kwadratowych, i jest pięć razy większa od Polski . Przy okazji trzeba powiedzieć, że Mongołowie posiadają około 10 mil. koni i 13 mil. sztuk innych zwierząt .
Ułan-Bator nie jest piękne, jest specyficzne- wielopłytowe , szare . Obrzeża miasta to potężny wianek białych jednoizbowych stożków – to jurty .
Kieruję się do muzeum miasta Ulan-Bator. Jest ono oddalone od centrum i znajduje się we wschodniej części miasta. Mieści się w historycznym drewnianym budynku w którym w lipcu 1921 r. pracował wódz narodu mongolskiego Suche Bator , po wkroczeniu wojsk rewolucyjnych do Urgi /dawna nazwa Ułan-Bator /.
Na terenie muzeum moją uwagę zwrócił interesujący obrazkowy plan miasta z 1912 r., wymalowany przez malarza Dżugdera, co wyczytałem z napisu w języku rosyjskim umieszczonego pod tym planem .
W owym czasie centrum stolicy mongolskich koczowników stanowił żółty pałac Bogd-Gageena-Chana / nie zachował się / .Pałac był otoczony świątyniami, kilkoma pałacami możnowładców, zagrodami książąt, dworzan i jurtami lamów.
- 15 -
Całość otaczały pierścieniem usypiska śmieci . Za tym wałem rozłożyły się lepianki biedoty miejskiej .
Dalej kilka kilometrów na wschód znajdował się pałac letni chana / nie zachował się /, i jeszcze dalej na wschód następny pałac chana , tzw: Pałac Zimowy- Zielony, który zwiedzaliśmy. Pałace i świątynie, a w sumie było ich kilka stanowiły jedyną architektoniczną ozdobę stolicy feudalnej Mongolii.
Poza pałacami malarz drobiazgowo narysował krzywe i wąskie ulice Urgi, na których z trudem mogły się rozminąć dla pojazdy dwukołowe , płoty z okrąglaków, gliniane domy / lepianki / , jurty, wysypiska śmieci i całe stada bezdomnych psów.
Z opisów w języku rosyjskim zamieszczonych prospekcie dla turystów dowiedziałem się, że w owym czasie bezdomne psy były plagą miasta , całymi watahami biegały po mieście, a szczególnie zimową porą budziły grozę, napawały lękiem zapóźnionych przechodniów . Bywały wypadki, że psy zjadały nie tylko zmarłych wyniesionych za miasto, ale i żywych w mieście .
W 1925 r. miasto liczyło ponad 60 tys. mieszkańców , w tym 25 tys. obcokrajowców. Z 35 tys. Mongołów ponad połowę stanowili kapłani-lamowie. Na tym kończę zwiedzanie, wracam do hotelu .
Dnia następnego oglądamy kompleks klasztorny Gandan , który jest ośrodkiem mongolskich buddystów i jednocześnie aktualnym zespołem funkcjonujących świątyń lamaickich w Mongolii .
W czasach radzieckich mongolska tradycja i kultura bardzo ucierpiały, z powierzchni ziemi zniknęły buddyjskie klasztory, nasiliła się eksterminacja mnichów . Religia przetrwała, mimo, że w latach 1937-1939 zrównano z ziemią siedemset pięknych buddyjskich , tysiące mnichów zamordowano lub siłą wcielono do wojska . Najważniejsze świątynie ocalały, podobno na osobisty rozkaz Józefa Stalina . Dziwne to ale prawdziwe . Widziałem w Ułan-Bator pomnik Stalina, w niewielkiej odległości od klasztoru Gandan .
- 16 -
Pierwsza świątynia obecnego kompleksu Gardan wybudowano w 1838 r., wokół której powstał cały klasztor z Buddyjską Akademią zajmującą się studio-waniem tzw: „ Sanitu” – wyższego buddyjskiego stanu wtajemniczenia , z wydziałami astrologii wschodniej, medycyny i innymi kierunkami .
Obecnie w składzie klasztoru jest 5 świątyń. Na dziedzińcu przedklasztor – nym , przed wejściem – przed ogrodzeniem widzę, dwa kamienne lwy .
Przewodnik wyjaśnia, że są to symboliczne lwy, które ochraniają klasztor . Za ogrodzenie wchodzimy przez Święte Wrota . Na obu połówkach tych wrót pomalowanych na czerwono są 2-e mosiężne antaby- przewleczone przez nozdrza strasznych niby lwów. Na nich przywiązane są długie wstążki z wypisanymi modlitwami; są też jakieś obrzynki materiału. Przewodnik wyjaśnia, że są to skrawki tkaniny powstałe przy uszyciu nowego deli – ma to zapewnić pomyślność właścicielowi aż do jego zużycia .
Na wprost bramy wejściowej znajduje się główna świątynia. Przed świątynią stoi kadzielnica, po bokach znajdują się dwa mosiężne lwy – co widać na zdjęciach zrobionych przeze mnie .
Pośrodku kwadratowego wnętrza świątyni stoją w dwóch rzędach okrągłe, drewniane kolumny. Przez świątynię ciągną się równolegle , po lewej i prawej stronie , niskie , długie ławy. Na nich podczas nabożeństwa, zwróceni twarzami do głównego przejścia biegnącego do ołtarza siedzą, w kucki lamowie /kapłani/.
Do najważniejszych bóstw głównej świątyni należy statua Oczirdara . Oczirdar to kwintesencja bóstw panteonu buddyjskiego . Podziwiamy tę wyjaw- kowo piękną, z uwagi na artyzm wykonania, 73- centymetrową statuę – wykonaną ze srebra i złota .
W drugiej dużej ale niskiej świątyni znajduje się dużo brązowych posągów, ale do najciekawszych należy, na co zwraca uwagę nasz pilot i przewodnik statua Buddy licząca ponad 2000 lat podarowana klasztorowi w 1957r. przez ówczesnego premiera Indii Jawaharlala Nehru .
- 17 -
Wszędzie na ścianach świątyni i z sufitu zwisają na sznurkach jedwabne chorągwie pokryte malowidłami – przedstawiające świętych. Są tu wielkie bębny i 3 metalowe trąby . Dowiadujemy się, że przed uroczystymi nabożeństwami , np. z okazji Księżycowego Nowego Roku 3 lamów wchodzi na dach z taką trąbą i na cztery strony świata obwieszcza rozpoczęcie modłów. Natomiast niedzielne nabożeństwa obwieszczane są za pomocą konch , ze specjalnej wieży stojącej na dziedzińcu .
W jednym z obiektów na terenie klasztoru znajduje się biblioteka, ale jej nie zwiedzamy. Zebrano w niej podobno 50 tys. ksiąg i rękopisów. Jako ciekawostkę przewodnik podaje, że przechowywana jest tam 108 tomowa encyklopedia lamaizmu, a także komentarze do tejże encyklopedii – w ilości 225 tomów. W bibliotece znajdują się prace mongolskich uczonych lamów, rekopisy w językach wschodnich: w ojrackim- kałmuckim, tybetańskim, sanskrycie . Są także „ szutry” /wypowiedzi samego Buddy albo jego bezpośrednich uczniów / po mongolsku , ale pisane złotem i srebrem .
Na dziedzińcu klasztornym stoją rzędem młynki modlitewne z naklejonymi karteczkami tekstów modlitw i próśb do Wszechwidzącego . Towarzysz podróży robo mi zdjęcie obok tych młynków. Kilka lat później będąc w Tybecie, a konkretnie w Lhasie- stolicy Tybetu oglądałem podobne młynki , zarówno w kształcie jak i w kolorze .
W obrębie świątyń znajdują się mostki – pochylnie do odprawiania modłów. Wierni stają przed mostkiem wznosząc nad głowę złożone dłonie wymawiają: „ błogosławiony poczęty w lotosie”, i padają plackiem na modlitewny mostek z wyciągniętymi do przodu rękami. Niektórzy powtarzają to nawet kilkadziesiąt razy . Dokumentuję to na zdjęciach .
W dawnej Mongolii bywali pielgrzymi, którzy padając plackiem długością swego ciała przemierzali kilometry do Urgi, by uzyskać błogosławieństwo „ Żywego Boga „ i zapewnić sobie poprzez reinkarnację lepszą , godniejszą postać.
„ Żywy Bóg ”w Mongolii to namiestnik lamaizmu – „ Żółtej Religii ”. W XVI wieku powstał w Tybecie odłam lamaizmu , który wprowadził surowe reguły
- 18 -
życia zakonnego i przestrzegania celibatu . Od koloru noszonych nakryć głowy nazywano ich Żółtymi Czapkami albo Żółtą Religią . Tak lamaizm po mongolsku nazywa się do dziś .
W klasztorze jest obecnie około 200 lamów , tu mieszkają, modlą się i odprawiają nabożeństwa. Tu znajduje się Instytut Buddyjski gdzie studiują młodzi ludzie z Mongolii i Buriacji, aby zostać lamami .
Kończymy zwiedzanie . Za drobną opłatą można tu nabyć oryginalne kadzidełka, co też uczyniłem i nabyłem takowe. Będą mi w Polsce przypominały zapach stepów mongolskich .
Jeszcze tego samego dnia wyjeżdżamy do Tereldżu . Miejscowość ta znajduje się w odległości 75 km na północny – wschód od Ułan-Bator. Droga po której jedziemy ma nawierzchnię asfaltową . W miejscowości tej znajduje się rządowy ośrodek wypoczynkowy i baza turystyczna . Zatrzymujemy się w małym hotelu na skraju górskiej doliny . Miejscowość ta słynie z malowniczego, pięknego krajobrazu , podobno najpiękniejszego jaki można znaleźć w promieniu kilkudziesięciu kilometrów od stolicy; okazało się to prawdą .
Obok hoteliku w którym śpimy znajdują się jurty, ale w nich zostali zakwaterowani Rosjanie z Omska / są na wycieczce/. Trzy dni jechali pociągiem do Ułan-Bator. Rosjanie są widoczni w Mongolii. Widziałem jadące po stepie jednostki rakietowe .
W Ułan-Bator rozmawiałem z młodym człowiekiem - żołnierzem z Ałtajskiego Kraju, który tu w stolicy wraz z kolegami buduje jakiś obiekt przemy-słowy. W jakim języku rozmawiałem ! . Oczywiście po rosyjsku . Znam go dobrze, uczyłem się go 9 lat / 3 lata w szkole podstawowej, 4 lata w szkole średniej i 2 lata na Uniwersytecie .
Dnia następnego po śniadaniu wybrałem się na długi spacer po okolicy z naszym pilotem, nota bene absolwentem Uniwersytetu Moskiewskiego im. Łomonosowa . Nie studiowałem na tym Uniwersytecie , ale miałem okazję go zwiedzić, w trakcie wycieczki do Samarkandy , i innych miast Uzbekistanu.
- 19 -
Miejscowość Tereldż nazwę otrzymała od rzeczki – prawego dopływu Toły /Ułan-Bator leży w dolinie Toły/ . Rzeczka jest stosunkowo wąska i płytka, z piękną czystą i wyjątkowo zimną wodą . W trakcie tego długiego spaceru wielo- krotnie na bosaka przechodzimy przez tą rzeczkę , z jednej strony na drugą . Wokół rzeczki widoczne zarośla łęgowe , pastwiska i stada jaków .
Roślinność wyjątkowo różnorodna. Widzę wierzby, brzozy, drzewa podobne do topoli i wspaniałe jodły syberyjskie ; w końcu to Syberia – do Bajkału nieco ponad 300 km .
Wieczorem urządzono nam pożegnalną kolację wspólnie z Rosjanami . Nie dosyć na tym. Wspólnie z Andrzejem naszym pilotem zostałem zaproszony przez Rosjan do jednej z jurt .
Rozmowy w serdecznej atmosferze między braćmi Słowianami , acz na obcej ziemi, przy butelce „ Stolicznej” / wódka rosyjska /przeciągnęły się do późnej nocy . Nad ranem w dobrych humorach ,może nawet zbyt dobrych wróciliśmy do hotelu .
Przedostatni dzień mojego pobytu w Mongolii . Przyjechaliśmy z Tereldżu do stolicy .
W ramach programu wycieczki oglądamy jeszcze Pomnik Żołnierzy Radzieckich poległych w 1921 r. w walkach z okupantami chińskimi i baronem Romanem Ungernem – komendantem Azjatyckiej Dywizji Konnej . Ten potomek Niemców Inflanckich zgromadził ogromne bogactwa, które po klęsce „ białych” zapadły się pod ziemię . Pomnik został wzniesiony na jednym ze wzgórz , od strony wschodniej miasta. Jest to kompleks rzeźbiarsko – architektoniczny , obramowany ogromnym pierścieniem o wysokości 3 metrów, i średnicy 20 metrów. Ze wzgórza na którym stoi pomnik widać panoramę miasta .
Jako ciekawostkę podano nam, że na terenie Mongolii w 1921 r. walczył Konstanty Rokossowski jako dowódca dywizjonu kawalerskiego 35 pułku konnego Armii Czerwonej , / późniejszy marszałek i minister obrony narodowej Polski / 1949 – 1956 /.
- 20 -
W drodze powrotnej obserwują ludzi na ulicy . Tuż obok hotelu widzę oryginalny wóz mongolski , tj. dwukołową , załadowaną towarami ,arbę zaprzę – żoną do małego konika , którą powozi arat / pasterz – koczownik / .Można przyjąć jako pewnik , że to pracownik jednego z zakładów przemysłowych w Ułan-Bator, a jednocześnie posiadający i prowadzący swoje gospodarstwo hodowlane, taki nasz chłopo –rabotnik .
Mongolia mozolnie budowała swój przemysł lekki i spożywczy , co było dziejową koniecznością , a w dalszej kolejności wydobywczy i budowlany . Do tego potrzebni byli ludzie, a byli nimi araci, których z trudnością wdrażano do pracy w zamkniętych pomieszczeniach, gdzie musieli przebywać przez kilka godzin.
Zdarzało się, że bez zapowiedzi porzucili pracę i na kilka kilkanaście dni wyjeżdżali w step – to taki ewidentny pierwotny zew natury .
Powoli następowała stabilizacja. Obecnie pracownicy wszystkich przed – siębiorstw wraz z rodzinami to najliczniejsza grupa społeczeństwa mongolskiego.
Pisząc o Mongolii nie sposób pominąć sensacyjnych historii związanych z ałtajskim człowiekiem śniegu – Ałmasem tj. mongolskim yeti. Zródła pisane o ałmasie sięgają XIV wieku, tak twierdził nieżyjący już dziś profesor Rinczin , antropolog, etnograf blisko związany z Polską, tłumacz na mongolski utworów Adama Mickiewicza , który w starej księdze medycyny tybetańskiej znalazł nawet rysunek przedstawiający ałmasa . Profesor prowadził systematyczne badania nad przekazami o ałmasie , na przełomie lat sześćdziesiątych i siedem – dziesiątych ubiegłego wieku .
W górach Ałtaju Mongolskiego , na stokach Munch-Chajrchan / 4362 m.n.p.m / znaleziono ślady mongolskiego człowieka śniegu .
Na podstawie zebranych informacji prof. Rinczin ustalił, że ałmas budową i sylwetką przypomina człowieka , ale jest o wiele większy , silniejszy i szybszy. Ciało ałmasa pokryte jest gęstym, rudym włosem . Żyje w bezludnych i trudno
- 21 -
dostępnych rejonach górskich . Nieraz z własnej inicjatywy wchodzi on w bez- pośredni kontakt z człowiekiem . Zdarzało się podobno, że samce ałmasów porywały i zniewalały kobiety, że pewna porwana szesnastoletnia dziewczyna przeżyła z ałmasem trzy lata , zanim udało się jej od niego zbiec. Kiedy okazało się , że jest w ciąży i rodzice pierwszej nocy po powrocie uśmiercili ją .
Ałmaski z kolei porywały mężczyzn. Jeden z porwanych musiał współżyć z ałmaską aby ocalić sobie życie .W gronie ałmasów przeżył kilkanaście lat, miał z ałmaską syna. Dopiero kiedy chłopiec podróśł, obydwóm udało się zbiec do ludzi. Mieszaniec okazał się silnym i zdolnym młodzieńcem. Ojciec oddał go do klasztoru gdzie zgłębił tajniki wiedzy buddyjskiej. Prócz sławy dorobił się dużego majątku .
Starzy Mongołowie traktowali ałmasa w sposób naturalny, jako jedną z wielu istot żywych występujących w ich środowisku .
W dniu 26 lutego 1975 roku nauczyciel z sześcioma starszymi uczniami wyruszył konno w góry aby spotkać ałmasa, którego dnia poprzedniego widziała jego żona gdy poszukiwała rozproszonych owiec .
Jechali powoli uważnie obserwując otaczające skały, gdy raptem zza głazu będącego w zasięgu ich wzroku wyskoczyła ciemna owłosiona postać, wydała przejmujący gwizd i skryła się za skałami. To był almas. Siedem osób widziało go jednocześnie. Później wszyscy złożyli urzędowe oświadczenia .
Zawiadomieni ludzie Rinczina przyjechali na to miejsce i przeprowadzili dokładne oględziny. Znaleźli tam legowisko, kał, i mokrą ziemię od moczu .
W latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku jednemu aratowi zaginął wielbłąd. Szukając zwierzęcia właściciel znalazł trupa ałmasa w jarze w okolicach Ałmastaj .
Wieści o mongolskim ałmasie są tak stare jak stara jest nazwa miejscowości, gdzie istoty te najczęściej spotykano . Dosłowne tłumaczenie tej miejscowości to Ałmasowo .
- 22 -
Po latach zorganizowano poszukiwania kości tego ałmasa, ale nic nie znaleziono. Natrafiono tylko na czaszkę ałmaski , ale w innym już miejscu .
Czaszka ta dotarła do polskiego antropologa / rzeźbiarza / Wieńczysława P., asystenta Zakładu Antropologii Uniwersytetu Łódzkiego, który po dokonaniu jej rekonstrukcji stwierdził z przekonaniem, że nie mogła to być czaszka człowieka, miała bowiem zbyt dużo cech prymitywnych .
Najwięcej dowodów na istnienie człowieka śniegu udało się zebrać profesorowi Rinczinowi .
Ałmasa ciągle jeszcze nie złapano .
Mój arcyciekawy pobyt w Mongolii dobiegał końca .
Dnia następnego po wylocie z Ułan-Bator i międzylądowaniem w Irkucku, Omsku i Moskwie powróciłem do Warszawy .
Feliks St.Chojecki
Adwokat
Październik 2022 r.